Papierkowe formalności załatwione.
Bagażnik spakowany. Można ruszać! I tak wyruszyliśmy w naszą
dziewiczą podróż po Kirgistanie własnym samochodem. Pierwszy
odcinek Osz – Cholpon-Ata (nad jeziorem Issyk-kul) przez Biszkek
(około 1000 kilometrów), miał być lajtowym przeżyciem. W końcu
wszystkie przełęcze z ich ostrymi podjazdami i równie ostrymi
zjazdami oraz serpentynami opisaliśmy na swojej aplikacji maps.me
już w grudniu 2015 i aktualizowaliśmy w kwietniu 2016. Co jak co,
ale tę drogę znamy jak własną kieszeń. Poza tym jest teraz
koniec lata. Zamiast śniegu i lodu przełęcze pokrywa trawa o wielu
odcieniach i twarzach. Wicher niby dalej wieje, ale na przełomie
sierpnia i września jakoś nam nie przeszkadza. Wszędzie pasą się
krowy, owce no i, rzecz jasna, stada koni. Na trasie z Osza do
Biszkeku prym w tym względzie wiedzie Dolina Suusamyr, która do
kwietnia włącznie stanowiła kompletne pustkowie – w grudniu
całkowicie biała, a w kwietniu nabierająca nieco zieleni. Teraz
pod koniec sierpnia poznaliśmy jej komercyjne oblicze. Kumys
i kurut
o różnej wielkości kolejno wylewają się i wysypują z tutejszych
kramików i przyjurtowych straganików. Specyficzny charakter droga
zyskuje również dzięki dziesiątkom jurt, po których zimą
najmniejszy ślad nie zostaje. Tylko jakieś szkielety gdzieniegdzie
lub rozklekotany barak. Letni przejazd z Osza do Biszkeku powinien
stanowić przyjemność dla zdrowia (patrz kumys
i kurut)
i przyjemność dla ducha (patrz klimatyczne widoczki na przełęczach,
wschody i zachody słońca etc).
Z taką też myślą o widoczkach wyruszyliśmy. Dzięki dobremu znajomemu byliśmy w stałym kontakcie
z jednym ośrodkiem, który słynie z terapii kumysoleczenia.
Miał być relaksik (bo hotel z widokiem na dolinę, piętrzące się
szczyty i szklaneczka kumysu
pięć razy dziennie), wygoda (bo w końcu mamy własny środek transportu) i rozpieszczenie wszystkich, którzy nas śledzą
widoczkami i selfiakami na instagramach, blogach i fejsbukach. Biała rozpusta! A najważniejsze, że poprzedni właściciel naszego
samochodu zarzekał się, że do Biszkeku dojedziemy bez
najmniejszego problemu, bo on sam wielokrotnie pokonywał nim dystans
z Osza do Dżalalabadu. A tam w końcu też są niezłe podjazdy.
Właściciele innych maszyn na oszskiej giełdzie samochodowej od
razu podkreślali, że, na przykład, ten ich mercedes to jest dobry,
ale tylko do jazdy po Oszu, bo dalej to się zagotuje, albo że
tamten volkswagen to bez hamulców i z dziurawym silnikiem, a na
tamtych daewoo to może damy radę pokonać przełęcze, bo mamy
50/50, że nic nie walnie w mechanice.
A nasz opel miał pokonać przełęcze
(wysokość do 3200 m. n.p.m) bez mrugnięcia okiem. I faktycznie nie
mrugnął!!! Przez pierwsze 350 kilometrów.
|
Już za Dżalalabadem. Sierpień 2016 |
|
Jeszcze przed Dżalalabadem. Sierpień 2016 |
|
Za Toktogulem, tuż przed podjazdem na przełęcz. Grudzień 2015 (podobno wyjątkowo ciepły) |
|
Dolina Suusamyr na trasie Osz - Biszkek. Grudzień 2015 |
|
Dolina Suusamyr na trasie Osz - Biszkek. Koniec sierpnia 2016 |
|
Latem przed tym domkiem, jak i przed każdym innym, rozstawią się stoły z kurutem i butelkami kumysu. Dolina Suusamyr |
|
Turysty latem. Rowerki, motorki i inne pojazdy. Jednym słowem zabawa w ekstremalne pokonywanie przełęczy. |
|
Kirgiscy kierowcy na przełęczach. Zabawa w zimową codzienność. |
|
W kwietniu barany wyprowadzano w góry a na przełomie sierpnia i września przepędza się je z powrotem na pastwiska w niżej położonych dolinach |
|
Grudniowy przejazd po przełęczach. Nasza sierpniowa zabawa z oplem w grudniu skończyłaby się pewnie gdzieś tutaj. |
|
Kumys, kumys i jeszcze więcej kumysu. A do tego garść kurutu na obniżenie ciśnienia i można zamawiać baraninę lub koninę |
|
Do Toktogula jeszcze około 40 kilometrów a oplowi już się znudziła wakacyjna przygoda. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz