W Chau Doc każdy hotel i guesthouse, każde
biuro podróży, a nawet każdy z napotkanych kierowców motorbike’a, tuk tuka albo
przechodzień, wyrecytują ceny dwóch opcji przekraczania granicy
wietmasko-kambodżańskiej na rzece Mekong.
Opcja droższa to koszt 25 USD za osobę. Całą
drogę pokonujemy w tym wypadku tak zwanym speed boatem, czyli takim a la
tramwajem wodnym z dwoma silnikami motorowymi. Opcja tańsza to 15 USD, które
zapłacimy za transport mieszany, to znaczy slow boat do granicy (łódka z
założenia powinna być wolniejsza, ale jest to ten sam tramwaj wodny z dwoma
silnikami motorowymi), a po formalnościach papierkowych przesiadka w
podstawiony przez biuro autobus albo minivan. Korzystając z droższej opcji, na platformie
centralnej przystani w Phnom Penh stajemy już po ok 4-5 godzinach. W drugiej i
wolniejszej opcji, czas przejazdu wydłuża się do 7-8 godzin. Czas przejazdu
deklarowany przez przewoźników sprawdza się. Z hotelu wyruszyliśmy o 8:00 rano
rikszą, która była wliczona w cenę transportu. Do granicy wietnamskiej
dobiliśmy ok 10:00. Następnie, przez około dwie godziny nie robiliśmy nic,
siedząc najpierw na krześle po stronie wietnamskiej, po czym po podrzuceniu
łodzią kawałek dalej, po stronie kambodżańskiej. W tym czasie nasze paszporty
gdzieś tam fruwały i otrzymaliśmy je dopiero przed okienkiem, gdzie
pogranicznik przybił uroczyście mnóstwo pieczątek na różnych dokumentach (w tym
również w naszych paszportach). Kilka minut po godzinie 12:00 zajęliśmy miejsca
w minivanie. Do Phnom Penh dojechaliśmy około godziny 15:00.
motorowy tramwaj wodny do granicy |
Minusem przekroczenia granicy drogą rzeczną
jest wyższa opłata wizowa, o którą ciężko jest się wykłócać. Koszt wizy do 30
września 2014 wynosił 20 USD, a od 01 października 2014 opłatę planowali zwiększyć do 30
USD. Tyle fakty. W praktyce nam i grupie pozostałych 12 osób oznajmiono, że koszt wizy wynosi 25 USD. Czyli to 5 USD to jakaś tajemnicza opłata
(podobno 1 USD to koszt obsługi wizowej po stronie wietnamskiej, kolejnego 1
USD inkasuje strona kambodżańska, a pozostałe 3 USD to najwyraźniej opłata
manipulacyjna od kosztów obsługi wizowej plus koszty inne, których możemy się
jedynie domyślać). W każdy razie nasz przewoźnik i zarazem „przewodnik” bił się
w pierś, że ani on, ani reprezentowana przez niego firma nie pobierają ani jednego
dolara ponad koszty regulowane cennikiem z ich oferty. Znaleźliśmy się zatem w
kropce. Tramwaj wodny dobija do platformy na rzece, z której nie ma jak wyjść
na stały ląd. Przewodnik z góry pobiera od wszystkich wspomniane 25 USD i znika
gdzieś za drzwiami, gdzie turyści nie mają wstępu. Nie można niczego załatwić
samodzielnie, jak ma to miejsce przy przekraczaniu każdej granicy drogą lądową.
Grupka dziewczyn, znająca prawdziwą wartość kosztu uzyskania wizy do Kambodży,
wystosowała protest, oznajmiając, że posiadają jedynie wyliczone równo co do
centa 20 USD. Akcja protestacyjna zakończyła się zbiórką brakujących dolarów z
portfeli pozostałych turystów.
granica, ale jeszcze po stronie wietnamskiej |
W tym miejscu należy dodać, że ceny biletów
autobusowych na przejazd z Ho Chi Minh do Phnom Penh zaczynają się już od 10
USD. Jeśli zatem ktoś nie jest miłośnikiem wody i zapachu rzeki, polecam drogę
lądową. Przewoźnicy oferują autobusy na bardzo przyzwoitym poziomie i jest to
najtańsza opcja przekroczenia granicy (poza, oczywiście, złapaniem stopa do i
od samej granicy). Nas skusiła chęć przekroczenia granicy, po raz pierwszy w
życiu, drogą inną niż lądowa. Wygląd posterunku granicznego na Mekongu daleko
odbiega jednak od wstępnego wyobrażenia o tym miejscu. Okay, są palmy i drzewka
owocowe. Są altanki, w których spożywają posiłki pogranicznicy. Jest bardzo
urokliwie. Nie ma jednak przepływania pomiędzy posterunkami i załatwiania
formalności w punktach zlokalizowanych gdzieś przy pomostach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz