Historia Sabiry i Erkina rozpoczęła się niewinnie i pozornie
banalnie – poznali się na uniwersyteckim korytarzu. Sabira była
wtedy na trzecim roku studiów pedagogicznych. To, że tam
wylądowała, to też był przypadek – w końcu całe życie
marzyła o fakultecie języków obcych. Ale gdy, jako świeża
absolwentka rosyjskiego liceum, poszła na wydział razem z mamą,
traf chciał, że przy wejściu stało kilka dziewczyn, paląc
papierosy. Jej mama, widząc to, natychmiast zdecydowała, że jej
córka w takim towarzystwie studiować nie będzie, więc poszły
kilka przecznic dalej i tak Sabira rozpoczęła naukę na wydziale
pedagogiki.
-
Erkina zobaczyłam na korytarzu przypadkowo, bo nasz wykładowca się
spóźniał – mówi Sabira. Wymieniliśmy kilka spojrzeń, w końcu
on powiedział „cześć”. No to ja mu odpowiedziałam, ale więcej
gadać nie chciałam, bo w końcu się nie znamy. Wykładowca ciągle
nie przychodził. W międzyczasie okazało się, że Erkin był wtedy
dyrektorem akademickiej sekcji artystycznej, kierował zespołem
muzycznym i był o kilka lat starszy. A ja byłam dopiero na trzecim
roku. W końcu nadszedł wykładowca, więc musiałam iść. On wtedy
szybko wziął mnie za rękę, popatrzył głęboko w oczy i
powiedział „A ty zostaniesz moją żoną”. Szybko rękę
zabrałam i uciekłam do sali.
Potem
kilka razy widzieliśmy się na uczelnianych korytarzach. Wtedy
zawsze każde przechodziło przy przeciwległej ścianie, ukradkiem
zerkając na to drugie. Ani razu nawet słowa nie zamieniliśmy.
A
u mnie był wtedy, no wiesz, taki absztyfikant. Wysoki, muskularny –
prawdziwy sportsmen. W dodatku z dobrej rodziny, no i jeździł ładą.
I ja z nim czasem do tej łady wsiadałam, ale nigdy sama. Zawsze
były ze mną dwie, trzy koleżanki. Któregoś dnia on po mnie
przyszedł i mówi: „Chodź Sabira, pójdziemy do kawiarni!”. A
ja, choć byłam już na trzecim roku, nigdy wcześniej w kawiarni
nie byłam. Wstydziłam się mu powiedzieć i bałam się, czy będę
umiała się zachować, jak to będzie w ogóle, więc cały czas mu
odmawiałam. A on ciągle: „Sabira, dawaj, pojdjom w kafe”. Ale
ja byłam twarda. No to on w końcu: „To dawaj Sabira, pojdjom w
kino”. Dobrze – mówię – do kina mogę pójść. Oczywiście z
koleżankami. No i poszliśmy. A tam okazało się, że to było…
no wiesz… Erotika! A on mi oczywiście niczego nie powiedział,
dlatego też zaraz wyszłam.
Potem
się dowiedziałam, że jemu się to strasznie podobało, że ja nie
chciałam chodzić na takie filmy, nie chciałam przesiadywać po
kawiarniach, itepe.
Kilka
dni później znów po mnie przyjechał i znów swoje: „Sabira,
dawaj, pojdjom w kafe”. A ja, że nie. A on znów, no chodź, no
chodź. No i w końcu się zgodziłam. Umówiliśmy się na 13.00.
Wchodzę na uczelnię, a tam Erkin. Doskoczył do mnie i wypalił:
„Chodź, pojedźmy nad rzekę”. A ja, że chyba upadł na głowę,
jeśli myśli, że z nim pojadę nad jakąś rzekę kąpać się. A
on, że jadą całą grupą znajomych, że niedaleko, że ładna
pogoda i w ogóle. Ja mówię, że mam spotkanie o 13.00, a on, że
zdążę. Ja się pytam, jak tam pojedziemy, a on, że samochodem ze
znajomymi, że będzie też dużo innych dziewczyn i że będzie
fajnie. No i w końcu się zgodziłam. Wychodzimy z uniwersytetu, a
on mnie prowadzi na przystanek autobusowy! Ja mówię, że przecież
mieliśmy jechać autem, a on, że spokojnie, że zaraz przyjadą
jego znajomi i nas zgarną.
Kilkadziesiąt
minut później wsiedliśmy w końcu do gazeli (pieszczotliwa nazwa
czegoś w rodzaju marszrutki marki GAZ Ela) – oczywiście żadnego
samochodu nie było. A wtedy było tak gorąco i pełno kurzu. Okna
oczywiście pootwierane, a my jechaliśmy, staliśmy w korku i
strasznie się spociliśmy. Jak wysiedliśmy byliśmy cali w pyle,
kurzu i lepcy od potu.
-
Gdzie ci znajomi twoi? – ja się pytam. A on, że już, już, zaraz
będą. No i byli – dwójka znajomych. Para, mąż i żona. I My.
Wszystkiego cztery osoby. Poszliśmy się kąpać, zostaliśmy na
chwilę sami, a on mnie tak wziął na ręce i po prostu się
oświadczył. A ja się zgodziłam.
Kilka
lat później Sabira dowiedziała się, że propozycja wypadu nad
rzekę była kompletnie spontaniczna. Dowiedziała się też,
dlaczego Erkin tak strasznie, wręcz desperacko, namawiał ją na ten
wyjazd, dobrze wiedząc, że Sabira nijak nie zdąży na umówioną
13.00 na randkę w kawiarni. Erkin przypadkowo podsłuchał rozmowę
jej adoratora z kolegami. O 13.00, pod pozorem pójścia do kawiarni,
miało nastąpić tzw. porwanie panny młodej, które wtedy nie było
zjawiskiem bardzo rzadkim. Na szczęście, jak wrócili znad rzeki,
Erkin i Sabira byli już po słowie, więc nie było
niebezpieczeństwa. Wtedy gdy zakurzeni i spoceni wracali marszrutką
do miasta, nie wiedzieli, że na następne spotkanie poczekają nieco
dłużej, niż im się zdawało.
-
Wiesz, u nas zwyczaj nakazuje, że chłopak musi pojechać do domu
rodziców przyszłej panny młodej i oficjalnie poprosić ich o rękę
córki. Ale nagle dowiedzieliśmy się, że matka Erkina była w
zasadzie umierająca. Erkin pojechał więc do swojego domu, a ja
zostałam w Ałmaty. Krótko po tym, jego matka zmarła, niedługo
później ojciec. Ja w tym czasie zdążyłam wrócić do siebie, do
domu. Nie widzieliśmy się wiele miesięcy i nie miałam pojęcia
czy kiedyś się jeszcze zobaczymy. Miałam narzeczonego, którego w
zasadzie nie znałam, nie wiedziałam gdzie dokładnie mieszka, co
robi, nie wiedziałam co z jego rodzicami.
-
Któregoś dnia po prostu przyjechał. Było to rok po naszych
oświadczynach. Przyszedł i poprosił o rękę moich rodziców. A
oni się go pytają: Masz mieszkanie? Masz rodzinę? Masz samochód?
Masz pracę? A on, że nie. Cztery razy „nie”. Dla moich rodziców
wybór był prosty. Wiesz, moi rodzice byli wykształceni, obydwoje
pracowali. Matka była dyrektorką przedszkola, a ojciec był
wojskowym. Nie chcieli, abym wychodziła za byle kogo. Mnie się
płakać chciało, ale co było robić?
Minął
kolejny rok. Żadnych wieści znikąd. Sabira chciała nawet jechać
go szukać, ale rodzice nigdzie jej samej nie puszczali, nawet do
sąsiedniej wsi. Nagle przyszedł telegram. Z Uniwersytetu.
„Administracja
pilnie wzywa. Błąd w dokumentacji”.
Sabira
przestraszyła się nie na żarty. W takiej sytuacji nawet rodzice
musieli Sabirę puścić, więc pojechała do Ałmaty, z duszą na
ramieniu.
A
tam na peronie czekał on. Wiedział, skąd jedzie narzeczona,
wiedział jakim pociągiem. Wielkiego wyboru nie było.
Ale
pociąg się spóźnił. Sabira więc jakoś inaczej zdołała
dotrzeć na uczelnię, aby dowiedzieć się, że wszystko jest w
porządku, a uniwerek żadnych telegramów bynajmniej nie wysyłał.
Nie
mógł, bo ten telegram nadał Erkin, który czekał wtedy na peronie
na ten opóźniony pociąg. I się nie doczekał.
Sabira
wróciła do domu. Kilka miesięcy później w furtce znów pojawił
się narzeczony. Ojca nie było, ale matka znów zasypała go
pytaniami. Pracę znalazł? Dlaczego jeszcze nie? Samochód ma?
A
Erkin na to: Nie mam ani mieszkania, ani samochodu, ani pieniędzy.
Ale obiecuję, że jak się pobierzemy, to znajdę pracę, wynajmę
jakiś kąt i kupię auto. Być może sądził, że tą
nadspodziewaną szczerością jakoś przekona mamę Sabiry, ale ona
kazała mu się wynosić. W ramach zadośćuczynienia, pozwoliła
córce odprowadzić niedoszłego zięcia na pociąg.
Wyszli
więc w zupełnej ciszy i nie odzywali się przez całą drogę na
stację. Tylko jeszcze na chwilę zajrzeli do ciotki się pożegnać.
-A
ja widzę, że ciotce się serce kraje, ale co ona może? Na koniec
pyta mnie tylko: Ale Ty tak naprawdę kochasz tego Yerkina? No to ja,
że tak, kocham. A poszłabyś za nim na koniec świata? Poszłabym –
mówię. Ale co z tego? Musieliśmy iść na dworzec.
On
już stoi w pociągu, w oknie, ja na peronie. Patrzymy się na siebie
i obydwoje wiemy, że to już koniec. On już trzeci raz nie
przyjedzie. Zaraz pociąg ruszy i wsjo. A tu nagle widzę, jak
biegnie moja mama, cała we łzach. Za nią leci ciotka. Erkin też
je zobaczył i w ostatniej chwili wybiegł z wagonu na peron.
Sabira
kilka dni temu skończyła 41 lat. Na tę okoliczność z Ałmaty
przyjechał Erkin, celowo nie anonsując się wcześniej, aby zrobić
niespodziankę żonie. Mieszkają w domu pod Szymkentem, mają piątkę
dzieci, pracę i samochód. Mama Sabiry chyba więc nie żałuje
swojej decyzji.
Erkin i Sabira dwadzieścia lat później |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz