Asej
ma 11 lat jest jedną z piątki rodzeństwa. Ma trzech starszych
braci i jednego młodszego. Gdy przychodzimy z jej tatą do domu,
zaczyna uwijać się jak w ukropie – zbiera zabawki ze stołu,
układa poduszki, zbiera skórki od mandarynek ze stołu i leci
parzyć herbatę. W tym czasie jej brat zaledwie zdążył pozbierać
swoje rzeczy z kanapy.
Po całym dniu i nocy świętowania następnego dnia mamy zjawić się w miejscowej szkole, wygłosić jakąś pogadankę i, jak to się fajnie mówi po rosyjsku, „poobshtchatsja”, co w dosłownym tłumaczeniu dałoby „zbliżanie się do ludzi, bycie z nimi”. Klasy są koedukacyjne, poziom aktywności i śmiałości wśród chłopców i dziewczynek jest podobny. To oczywiście dobrze, choć nadal obowiązuje bardzo surowy podział ról i obowiązków. Przekazywane wartości także nie przyczyniają się do poszerzenia horyzontów i życiowych możliwości. Nikt tu nie mówi: „Nie ma nic złego w tym, że chcesz wyjść za mąż, mieć dom i zajmować się dziećmi. Ale pamiętaj, że to nie jest jedyne wyjście dla kobiety (a tak myśli większość tutejszych nastolatek, przynajmniej na prowincji). Jeśli będziesz chciała, możesz zostać lekarką, wykładowczynią albo politykiem”.
Trudno powiedzieć, jak będzie z Asej. Gdy wracamy ze szkoły,
dziewczynka już na nas czeka z herbatą i pyta, czy możemy sobie
trochę wspólnie poczytać. Poprzedniego dnia pokazała nam swoje
podręczniki i zeszyty. Jej ulubionym przedmiotem jest biologia. Ale
z innych też ma piątki. Z początku rozmowa po rosyjsku idzie nam
tak sobie – w końcu w domu wszyscy rozmawiają po kazachsku i choć
jej mama jest nauczycielką języka rosyjskiego, to przecież
kazachski jest jej językiem rodzimym. Kiedy Asej nie pamięta jakiegoś
słowa to je rysuje, pokazuje gestem i pisze cyfry w powietrzu, jeśli
nie jest w stanie ich wypowiedzieć po rosyjsku. Przynosi książkę
do historii, która, jeśli dobrze zdążyłam się zorientować,
podzielona została na dwie części: pierwsza to opowieści o tym, jak żyliśmy w jaskiniach i polowaliśmy na niedźwiedzie; druga to
encyklopedyczne biografie wielkich ludzi, w tym wypadku Kazachów. Asej wybiera jaskiniowców i zaczyna opowiadać. Potem czytamy
krótkie tekściki, tłumaczymy z rosyjskiego na rosyjski i
odpowiadamy na pytania. Chwilą spokoju cieszymy się nie dłużej
niż kwadrans.
Asej musi podać herbatę, pozmywać i posprzątać. Po południu
dziewczynka zaczyna kręcić się po domu z książką do angielskiego
w ręce. Widzę, że ma ochotę znów posiedzieć i poczytać, ale
nie ma odwagi spytać. Tymczasem, choć wolałabym siąść z małą,
my też powoli mamy swoje obowiązki (w końcu siedzimy u naszych
nowych znajomych już drugi dzień). Ja uczę się robić płow,
oferuję pomoc w zmywaniu, która w końcu zostaje zaakceptowana i
uczestniczę w babskich pogaduszkach, podczas gdy Bartek z facetami
jedzie do sklepu i po prostu przesiaduje, popijając czaj. Wszystkie
role są idealnie podzielone i im dłużej tu jesteśmy, tym jesteśmy
traktowani coraz bardziej jak swoi – oznacza to, że każde z nas
wchodzi w swoje role, męskie i kobiece. Nie jesteśmy u siebie i,
choćby z szacunku dla gospodarzy, nie buntujemy się przeciwko temu
stanowi rzeczy. Staramy się wtopić w ten nowy układ.
Dopiero gdy zbieramy się wszyscy na kolacji, Asej celowo siada przy
mnie i znów zaczynamy gadać. Kończę szybko płow i pytam, czy ma
ochotę się pouczyć. Dziewczynka ochoczo kiwa głową, więc
dyskretnie oddalamy się do drugiego pokoju.
Choć wszyscy dobrze wiedzą, co robimy, nasza nauka przerywana jest
co 10-15 minut, bo trzeba zaparzyć herbatę, bo pomóc bratu zdjąć
kurtkę, bo zmyć talerz, bo nakryć do stołu. W domu jest jeszcze
nieco starszy brat Asej, ale to nie jego obowiązki. Nawet więc gdy
brat akurat zajmuje się nicnierobieniem, to Asej jest odrywana od
podręcznika i zaganiana do pomocy. A tu słowo rodziców jest święte
– gdy woła matka lub ojciec, mała zrywa się natychmiast,
krzycząc tylko do mnie przepraszająco „sczas!” (chwileczkę!).
Gdy dorośli kończą kolację, do naszego pokoju wchodzi mama Asej.
Jak już wspomnieliśmy, jest ona nauczycielką, więc gdy już
posprzątała, pozmywała i sprzątnęła podczas gdy jej szanowny
małżonek pił piwo z moim, mogła wreszcie, przed 23.00 siąść do
komputera, aby przygotować lekcje na następny dzień. Jej mama nam
nie przerywa aż tak często, mówiąc, że może warto się pouczyć,
skoro jest z kim. Ojciec przerywa nam znacznie częściej. Dla niego
nie ma znaczenia, że jego córka robi coś innego, też pożytecznego, nieważne
czy sama, czy ze mną czy z kimkolwiek innym. Jak córka jest w domu,
to herbatę podaje ona i kropka. Nie oznacza to akurat, że ojciec
nie umie tego zrobić, bo poprzedniego dnia, gdy córka była w
szkole, jej tato do stołu nakrył sam i wszystko zrobił jak należy.
Choćby się waliło i paliło, zasad trzeba się trzymać.
Krótkie chwile między zmywaniem z zaparzeniem kolejnej herbaty |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz