Internet i przewodniki aż pękają w szwach od nadmiaru informacji na
temat tanich lotów, czy noclegów w krajach azjatyckich. Blogi prześcigają się w
relacjach z przebiegu ich wyjazdów, spotkań z przedstawicielami mniejszości
etnicznych i opisami regionów oraz miejsc, które warto (lub należy) zwiedzić.
Przed wyruszeniem w drogę, łatwo możemy zatem sprawdzić wszystko, co niezbędne,
od sytuacji politycznej w kraju bądź regionie docelowym, po pogodę w miesiącach,
jakie wybraliśmy na naszą wizytę. Nie zapominajmy jednak o tematach, którym poświęca
się na ogół mniej uwagi, lecz które dopiero w czasie długiego wyjazdu zaczynają
z różnych względów urastać do miana ważnej kwestii.
Poniższy tekst może zainteresować
przede wszystkim osoby, które planują spędzić kilka tygodni lub miesięcy, jeżdżąc
nie po jednym, a kilku krajach azjatyckich. Spostrzeżenia podzieliłem na trzy
obszary: 1. Pożywienie. 2. Kosmetyki (ogólnie chemia). 3. Kawa/Herbata. W celu
uniknięcia nieporozumień, opisywane spostrzeżenia (i zaskoczenia) należy
śledzić zgodnie z trasą naszego wyjazdu: Rosja, Mongolia, Chiny, Laos, Wietnam,
Kambodża, Tajlandia, Malezja, Singapur. Rosję traktuję jako kraj azjatycki
tylko w kontekście obszarów położonych
daleko na wschód od pasma Uralu.
1.Na naszej trasie, Mongolia była ostatnim krajem, gdzie opłacało się
przygotować biwakowy posiłek własnym sumptem. W Ułan Bator i mniejszych
miastach bez większego problemu znajdziemy pieczywo, ser, wędliny, warzywa,
owoce, ryż, kluski, konserwy, a nawet ogórki konserwowe, marynowaną paprykę i
inne tego typu przetwory. Jest w czym wybierać, a dużo produktów, w tym cała gama
soków, jest made in Poland. Począwszy
od Chin, można zapomnieć o tego typu przyzwyczajeniach. Bardziej opłaci się
zjeść na ulicy. Dla przykładu, po 6 tygodniach, już niedaleko granicy
laotańskiej, w mieście Jinghong, trafiliśmy na Carrefour. Mieliśmy ochotę na
bagietkę (lub inne pieczywo), ser żółty, oliwki i pomidory. Wszystko to
znaleźliśmy na półkach, ale w podwojonej cenie europejskiej. Za zachciankę
zapłaciliśmy 30 PLN, czyli tyle co za 5 - 6 porcji obiadowych w tym mieście. Przy
objeżdżaniu Chin a dalej Laosu, Wietnamu, Kambodży, Tajlandii, Malezji i
Indonezji, średnio opłaca się gotowanie na własną rękę. Mam tu główne na myśli
podróżowanie z plecakiem z nastawieniem na autostop. Często w sklepach nie
sprzedaje się ryżu w pudełkach, a dodatkowe 2 kg makaronu też jest
niepotrzebnym balastem. Jeśli jesteśmy zmotoryzowani, jak najbardziej można
pomyśleć o własnej mini kuchence, którą bez problemu schowamy gdzieś w kufrze
przy motorze lub rowerze. Jednak moim zdaniem, jak znajdziemy dobre miejsce i,
w razie konieczności, potargujemy się o ostateczną cenę posiłku, z wiadomych
względów najtaniej wychodzi zakup jedzenia na ulicy (nie tracimy czasu na
szukanie produktów, mycie, przygotowywanie, czyszczenie naczyń). W Chinach
można znaleźć ryż lub noodle z mięsem i
warzywami (porcja gigant) za 4-5 PLN. W Laosie przeważa, niestety,
nastawienie na amerykańsko-europejskie upodobania smakowe. Pierszą stronę menu
zapełniają hot dogi, hamburgery, pizze i spaghetti. Polecamy zaglądać od razu
na drugą stronę, gdzie znajdziemy dania lokalne po 5 -7 PLN. Wietnamem rządzi
zupa Pho w przeróżnych postaciach. Dużą porcję z dodatkowym półmiskiem
zieleniny można znaleźć już od 4 -5 PLN (najmniejsze porcje otrzymywaliśmy na
wyspie Cat Ba oraz w miejscowościach nadmorskich na odcinku Hue – Mui Ne).
Kambodżańskie streetfoody serwują porcję w granicach 2 – 2,5 USD. Można znaleźć
coś taniej, natomiast, należy z tym albo poczekać do wieczora, gdy pojawiają
się nocne stragany, albo sporo nachodzić się po mieście (szczególnie w Siem
Reap, gdzie polecam zajrzenie w okolice szpitala, przy którym w ciągu dnia
rozstawia się fajna jadłodajnia. Trzeba, co prawda, zjeść miskę noodli na
stojąco lub przy murku, ale jemy za 1 USD. W centrum Siem Reap na próżno w
ciągu dnia szukać czegoś budgetowego do jedzenia. Wszystko zdominowały knajpy i
lokale nastawione na portfel zachodniego turysty z cenami od 3 USD za
przystawkę. Nie jest to, rzecz jasna, drożyzna, lecz to ceny 2 – 3 krotnie
droższe niż być powinny. W lokalach przesiadują zatem sami biali, a typowego
jedzenia z garkuchni należy szukać 15 - 20 min. piechotą gdzieś dalej od
centrum). W Tajlandii, kluchy i ryż rządzą ulicami. Zapłacimy za nie 3 - 5 PLN
(porcje są nieco mniejsze, niż w Chinach lub Wietnamie). Bary uliczne w Malezji
oferują mix przeróżnych kuchni już od 4 - 5 PLN. Najtańsza porcja ryżu z
kurczakiem, jaką znaleźliśmy, kosztowała 2 PLN (Melaka). Przy planowanym,
dłuższym pobycie w Singapurze, można jeszcze w Malezji zastanowić się nad
większymi zakupami jedzeniowymi. Jedzenie jest droższe niż w Hong Kongu, który
też mrozi cenami z menu (ale w HK przynajmniej można zaopatrzyć się w przeróżne
i bardzo smaczne mrożone pierożki). W Singapurze, najtańsze garkuchnie
znajdziemy w dzielnicach Chinatown i Little India. Ceny za miskę to 10 - 12
PLN. Taniej jest również daleko od centrum, tyle że trzeba tam jeszcze jakoś
dotrzeć, a komunikacja miejska do najtańszych nie należy. Przy pobycie 1 - 2
dni, najtaniej wychodzi, o zgrozo, zestaw z bułą w McD (w cenie mamy w końcu
jeszcze napój). Kuchnia malajska jest tak samo bogata i różnorodna, więc przy
niskim budżecie, warto poczekać z
lokalnymi specjałami aż do miasta granicznego Johor Bahru. Do Indonezji tym
razem nie dojedziemy, natomiast informacje potwierdzane przez tamtejszych
rezydentów są następujące: streetfood w Indonezji jest nawet tańszy niż w
Wietnamie i Tajlandii. Czyli tam również lepiej zapłacić za porcję klusek, niż
brać się za gotowanie (no chyba, że bardzo chcemy lub z różnych względów nie
mamy wyjścia).
2.Jeśli myślimy o zakupie zachodnich kosmetyków w ChRL, lepiej zaopatrzyć
się zawczasu w Mongolii lub, co jest jeszcze korzystniejsze, poczekać z tym do
Laosu. W Laosie od razu zauważymy
większą ilość zachodnich turystów (w porównaniu z Rosją, Mongolią i Chinami),
co przekłada się na szerokość znanego nam asortymentu i jego cenę. W Laosie
kosmetyki będą w dalszym ciągu droższe niż w naszym kraju, ale nawet 2 - 3
krotnie tańsze, niż w Chinach. Żele do włosów, maszynki do golenia dla kobiet,
czy dezodoranty w sztyfcie są w Chinach bardzo rzadkie, nawet w hipermarketach
trudno je znaleźć (wyjątkiem jest region Yunnan). Korzystne ceny zachodnich
kosmetyków (korzystne w sensie, takie jak znamy z Polski) zaczynają się od
Wietnamu. Dalej (Tajlandia, Malezja) jest jeszcze lepiej. Celowo pomijam
Kambodżę, bo w tym kraju wszystkie ceny podawane są w USD, a to już wychodzi
mniej korzystnie (ale wciąż lepie, niż w ChRL). Jeśli zamierzamy na miejscu
zaopatrzyć się w kremy do opalania i inne kosmetyki do ochrony przed słońcem,
najlepiej poszukać w stolicach lub dużych miastach. W miejscowościach
nadmorskich te same produkty są 5 - 6 krotnie droższe. To samo w przypadku
repelentów. Rozejrzyjmy się w dużych miastach, bo nad morzem sprzedawcy wiedzą,
że nie mamy wyjścia i musimy kupić (nie jest to nic odkrywczego, ale wybrzeża
wietnamskie i kambodżańskie mogą zaskoczyć różnicami cen nawet przygotowanych
na te różnice turystów).
3.Kawa i herbata to dwa najpopularniejsze na świecie gorące napoje. W
Azji nie zawsze otrzymamy jednak dokładnie to, na co liczyliśmy, przeglądając
menu albo zestaw dań z planszy na ścianie. W Rosji o herbatę nie trudno. Jest
nawet bardziej popularna niż w Polsce. Kawa z ekspresu… jest, ale trzeba
znajdować się w starej lub nowej stolicy, bądź w lepszej restauracji. Na wschód
od Uralu najpewniej otrzymamy kawę sypaną z mlekiem (o ile o nie poprosimy). W
Mongolii możemy być zaskoczeni soloną herbatą z mlekiem jaka. Wygląd bawarki,
ale smak już zdecydowanie inny. Albo się ten napój pokocha, albo dyskretnie
wyleje w step po pierwszym łyku. W Mongolii trudno jest o dobrą kawę (UB to
wyjątek). Można jednak zaopatrzyć się w odpowiednią ilość Nescafe 3:1 i da się
przetrwać. Chiny to rozległa pustynia kawowa. Jako oazy możemy potraktować
pozostałości dzielnic kolonialnych w Szanghaju i Guanzhou. W Pekinie udało się
nam znaleźć budkę z kawą 3:1, która była letnia. Alternatywą są znane sieci jak
Starbucks, McD, czy KFC. W sklepach można kupić napój kawopodobny do zalania
wrzątkiem. W smaku przypomina kawę 3:1, tyle że w środku pływa mnóstwo żelek (a
te nie każdemu mogą przypaść do gustu). O herbatę nie ma się co martwić. Chiny
to jej ojczyzna. Herbata jest z nami wszędzie. Jeśli się upomnimy, otrzymamy ją
również w streetfoodach. Czasem, zamiast herbaty, podadzą nam dzbanek lub
czajnik z gorącą wodą. Innym razem potraktują upomnienie o herbatę, jako
dodatkowe zamówienie. Jednakże, w większości przypadków otrzymywaliśmy do
stolika bezpłatny imbryk z lekką herbatą i taką formę należy przyjąć za chiński
standard. W Hongkongu spotkamy napój, który jest połączeniem kawy z herbatą i
należy przyznać, że jest to wyjątkowo udane połączenie. Dostępne są opcje na
gorąco i z kostkami lodu. W Laosie jest mniej herbaty a więcej kawy. Gęsta i
słodka laocafe jest pysznym napojem. Należy jednak uważać na świeżość mleczka
skondensowanego (dla bezpieczeństwa, można zamówić bez mleczka, ale to już nie
będzie to samo!). Wietnam to również kawa, tyle że mrożona. Dostajemy szklankę
z kostkami lodu (to pierwszy kraj, gdzie lód jest podstawą przy każdym napoju),
którą następnie wypełnia zaparzona kawa i mleczko skondensowane (wedle
uznania). Możemy też zamówić kawę bez kostek lodu. Do kawy, często w zestawie,
otrzymujemy szklankę z lekko zaparzoną mrożoną herbatą. Mrożona herbata jest
również standardem przy posiłkach, jednak w przeciwieństwie do Chin, w
Wietnamie nie trzeba się o to dopraszać. W Tajlandii, Malezji, czy Singapurze,
wszędzie otrzymamy kawę i herbatę. Częściej jednak herbata jest konkretnym
Liptonen albo Dilmahem, niż po prostu herbatą w szklance. Dodatkowo w Malezji i
Singapurze często serwuje się herbatę z mlekiem. Lepiej zatem zawczasu
podkreślić co mamy na myśli. Nie ma problemu z uzyskaniem cytryny do herbaty (choć
częściej będzie to jednak limonka). Smak kawy w tych krajach rzadziej ma coś
wspólnego z Laosem i Wietnamem (w Tajlandii da się jeszcze znaleźć ten smak).
Jest to po prostu kawa z ekspresu.
W Singapurze znalazłam garkuchnię także w dzielnicy finansowej, więc jak się chce, to się znajdzie coś tańszego i w centrum.
OdpowiedzUsuń