15
LISTOPADA 2014
22.00 – Autobus z Bangkoku do
Mae Sot (cena 333 bahty/os) odjechał punktualnie.
16
LISTOPADA 2014
6:30 – Mae Sot (do mostu
przyjaźni pozostaje wciąż ok. 6 km, można dojechać np. tuk tukiem 30 baht/os
lub motorbikiem 50 baht/os).
6:40 – Przed mostem, jeszcze
po stronie tajskiej, długa kolejka do punktu kontrolnego. Jeśli nie chcemy w
niej stać, warto iść przed siebie. Ktoś nas zawsze złapie i wskaże okienko nr 4
(tam kolejki nie mieliśmy).
6:50 – Punkt kontrolny po
stronie birmańskiej.
7:00 – No to oficjalnie
jesteśmy w Birmie, w mieście granicznym Myawaddy.
8:00 – W niedzielę rano trudno
o punkt wymiany walut. Wszystko zamknięte. Jedyna opcja to stoliki z kupkami
pieniędzy, przy których dokonuje się transakcji wymiennych. Chcieliśmy tego
uniknąć, ale po godzinie tam właśnie podrzucił nas właściciel jednego z hoteli.
8:20 – Taksówka dogadana
(samochód osobowy). Jedziemy do Mawlamyine (ok 170 km, cena przejazdu 10
USD/os, samochód odjedzie, jak zbierze komplet pasażerów, my mieliśmy szczęście
bo ruszył przy jedynie trzech osobach).
8:30 – Kontrola paszportów
(zabierają kopię 1 strony paszportu i wizy birmańskiej).
9:10 – Korek już w pierwszej
wiosce po drodze. Dzisiaj jest puszczany ruch od granicy. My stanęliśmy na
wahadle, bo jakimś cudem znalazły się tutaj jadące w stronę granicy ciężarówki
(a powinny przejechać wczoraj lub zrobić to jutro). Ruch w obie strony dotyczy
jedynie kierowców jednośladów.
9:30 – Jedziemy. Jakiś mnich
krzyczy coś przez megafon.
9:34 – Druga kontrola paszportowa
(zabierają kopię 1 strony paszportu i wizy birmańskiej).
9:37 – Ruszamy z piskiem, aby
nadrobić stracony czas.
9:44 – Gwałtowne hamowanie
przed sznurem pojazdów, stojących w kolejnym korku.
10:02 – Ruszamy powoli. Bardzo
powoli.
10:20 – Korek jakoś zelżał.
Znowu rajd. Po drodze co jakiś czas ktoś naprawia coś w samochodzie. A to koło,
a to gmeranie pod maską.
10:26 – A jednak wcale nie
zelżał. Ten, kto mniej dba o zawieszenie samochodu i opony przeciska się po większych
dołach i kamieniach. Czyli każdy.
10:40 – Rejestruję setne
jęknięcie kierowcy po uderzeniu czegoś (najpewniej kawałka skały) w podwozie.
Nie przeszkadza to jednak w dalszym wyprzedzaniu po kamieniach.
11.05 – Wybiliśmy się z tłumu,
pędząc na złamanie karku po wertepach i przykrywając kurzem wszystkich, którzy bardziej
obawiali się o swoje nadwozia. A wszystko po to, aby już niebawem stanąć w
kolejnym korku. Jakiś mnich coś krzyczy przez megafon.
11:45 – Wciąż kombinujemy
stojąc w korku. W oczy rzucają się białe samochody, utytłane wypluwanym co i
rusz betelem. Na drodze, przy każdym korku znajdzie się grupka miejscowych,
sprzedających chłodzone napoje. Pojawiają się znikąd, ale dobrze wiedzą, że
dzięki tej drodze coś można zarobić, więc przemykają w skwarze pomiędzy samochodami.
12:20 – Wyboje są zdecydowanie
mniejsze. Wciąż jednak pozostaje problem ciężarówek, które należy przecież
wyprzedzić, a droga jest zaprojektowana tak, by pomieścić najwyżej jeden
ciągnik siodłowy.
12:45 – Wyjechaliśmy z pasma
górskiego. Czas na mycie samochodu z kurzu.
12:52 – Koniec mycia.
13:00 – Jakieś wyrostki z M16
zbierają kasę za przejazd (500 kyatów). Zabierają też od nas kolejne kopie 1
strony paszportu i wizy birmańskiej. W drogę.
13:14 – Zanim dobrze jednak się najechaliśmy, postój na lunch.
13:28 – Ruszamy. To w sumie i
tak najkrótszy postój na jedzenie jaki dotychczas mieliśmy w Azji. I od razu
pedał do dechy.
14:02 – Uroczyliście
pokonaliśmy 88 kilometr drogi. Jedziemy teraz szybciej (momentami nawet 80 km/h!).
Droga z pewnością jednak nie pamięta co to znaczy dobra kondycja. Jest bardzo
wąsko, a pobocze to kamienie i doły. Co chwila jakaś dziura albo wyrwa
przypomina nam, że sufit wcale nie jest tak wysoko nad nami.
14:50 – Nie wiem gdzie
jesteśmy. Właśnie się obudziliśmy. Nie sądziłem, że to możliwe na tych
dziurach. Jakiś mnich krzyczy coś przez megafon.
15:50 – Postój na mycie auta.
Oby to było mycie przed uroczystym minięciem rogatek Mawlamyine.
16:05 – Droga równiejsza i
nieco szersza, więc nie trzeba wyprzedzać po kamieniach.
16:14 – Mawlamyine. Nareszcie.
16:40 – podjeżdżamy pod
guesthouse.
PODSUMOWANIE:
1.Super
wygodny i godny polecenia, nocny autobus z Bangkoku pięknie zakończył nasz
drugi epizod z Tajlandią, dowożąc nas zgodnie z grafikiem pod granicę
birmańską.
2.Pierwsze
100 km w Birmie pokonaliśmy w 6 godzin. To dopiero przyjemny początek i
jednocześnie najpodlejsza droga w czasie całego wyjazdu.
3.Wyboje
są jednak dla ludzi i da się na nich zdrzemnąć.
4.Po
gonitwie przez dziury i kamienie, kierowcy zatrzymują się w pierwszej wiosce u podnóża
gór, aby umyć i ochłodzić swoje pojazdy. Co ciekawe, kierowcy wyprzedzonych
pojazdów tego nie robią, a zatem czemu służy to niebezpieczne przepychanie się po
krawędziach drogi?
5.Jeśli
zamyślimy się na moście przyjaźni tajsko-birmańskiej i stracimy orientację, łatwo
odnaleźć właściwy kierunek, spoglądając na ziemię. Jeśli jest na niej betel, to
już Birma, jeśli go brak – wciąż stoimy po stronie tajskiej. 6.Warto mieć ze sobą przynajmniej dodatkowe trzy kopie 1 strony paszportu i wizy birmańskiej. My o tej konieczności nie wiedzieliśmy, ale trafiliśmy na zaradnego kierowcę, który nie dość, że wynalazł po drodze jakiś sklep z czapkami, szalami i grillem, gdzie mieli kserokopiarkę, to jeszcze wyliczył ile punktów kontrolnych należy spodziewać się na tym odcinku. Czy da się przejechać bez ksero? Hm. Piszcie :)
Na poprawę nastroju Mawlamyine zorganizowało dla nas końcówkę fajnego zachodu słońca. |
I cyyk na jeszcze lepszy początek. |
Bardzo ciekawie napisane. Liczę na więcej.
OdpowiedzUsuńZ góry dzięki za wszystkie update'y, bo podczas naszej podróży, szczególnie w Birmie sytuacja, wymagała częstych aktualizacji. Bardzo możliwe, że nie ma już check-pointów, których my doświadczyliśmy w 2014 roku. Na pewno łatwiej też dotrzeć do Mrauk-Uu (gdzie niegdyś należało zorganizować sobie pozwolenie, ale już w 2014 wjechaliśmy bez problemu. Problemem był jedynie transport i baaardzo długi czas przejazdu. Możliwe, że dzisiaj podróż po Birmie to już jedynie "bułka z masłem" ;)
OdpowiedzUsuń