W Polsce żyliśmy przez
ostatnie siedem lat bez telewizora. Co ciekawe, nie mieliśmy problemu z
przyzwyczajeniem się do tej sytuacji. Ba, nawet więcej! Od razu odczuliśmy
zalety nieśledzenia przez dwie godziny dziennie szybko dewaluujących się serwisów
informacyjnych. To samo dotyczyło filmów przeszytych reklamami w każdym z przełomowych
punktów fabuły. Odcięliśmy się od błahych programów śniadaniowych, odmóżdżających
reality show i reszty programów niby rozrywkowych.
Słowem, każdego dnia
mogliśmy wygospodarować po kilka dodatkowych godzin i przeznaczyć ten czas na
czynności, które bardziej nas pochłaniały.
W trakcie obecnego, długiego
wyjazdu, po kilku miesiącach przemieszczania się od granicy do granicy, mogę
śmiało stwierdzić, że całe to wystrzeganie się i oderwanie od telewizji dosyć
szybko odwróciliśmy w ponowne od niej uzależnienie. Siedem lat świadomej i
zdecydowanej terapii anty telewizyjnej zniweczyliśmy już przy pierwszej okazji
noclegu z HBO. A wszystkiemu winien standard, który od Wietnamu począwszy,
nawet przy cenach budżetowych, zakłada odbiornik telewizyjny w pokoju plus
zestaw kanałów anglojęzycznych.
Uciekliśmy zatem daleko od
papki, jaką karmią nas mass media, jedynie po to, żeby w nowym miejscu
zachłannie wyciągnąć po tę papkę dłonie.
Też nie oglądam telewizji w PL, a na wyjeździe obejrzałam kilka filmów! Nadrobiłam zaległości kinowe :D
OdpowiedzUsuń