Kambodża to bardzo dziwny kraj. Niby jeden z biedniejszych w
Azji, ale ceny ma w dolarach i tę walutę można też pobrać z bankomatu. Drogi są
tu lepsze niż w Europie Centralnej, ale jeżdżą po nich tylko wypasione autobusy
dla turystów albo stare pick-upy wypełnione szczelnie podróżującymi na pace
miejscowymi. Autobusów rejsowych brak, podobnie jak autobusów miejskich, o
metrze nie mówiąc, a Phnom Penh ma jednak już ponad 2 miliony mieszkańców. Ale za
to nie brakuje tu skuterów. Ludzie niby nie znają tutaj idei autostopu, ale
chętnie się zatrzymują i zabierają. Za darmo. Kambodża jest głównie krajem
rolniczym, z całkiem sporym odsetkiem analfabetyzmu, ale każda napotkana przez
nas osoba (w hostelu, na ulicy, w autobusie, w sklepie, w jadłodajni) znała
język angielski bądź francuski. Na ulicach ilość lexusów i terenówek dorównuje
ilości starych ciężarówek, motorów „z koszem” i innych, dziwnych pojazdów typu „zrób
to sam”.
Relatywnie niedawno odkryta przez turystów, Kambodża miała w
sobie ten „orientalny” powiew egzotyki, ale…może 20 lat temu. Dziś, naszym
skromnym zdaniem, jej skomercjalizowanie nakierowane na turystykę jest
porównywalne do tego w Tajlandii. Ale o ile ta ostatnia sukcesywnie
rozbudowywała infrastrukturę i nabywała know-how w dziedzinie turystyki przez
ostatnie czterdzieści lat, o tyle Kambodża, sterroryzowana przez rządy Czerwonych
Khmerów, mogła otworzyć się na przyjezdnych dopiero w latach dziewięćdziesiątych.
Chcąc nadrobić stracony czas, Kambodża szybko zadbała o dynamiczną rozbudowę
dróg, bazę hotelową i gastronomię. Ale nie można oprzeć się wrażeniu, że
desperacka chęć „przypodobania się” odwiedzającym ten kraj, przekształciła
Kambodżę w enklawę tanich barów, tandetnych dyskotek oraz restauracji, gdzie
ceny przyprawiają o zawrót głowy. Z drugiej strony, widząc rozbawione grupki
młodych Brytyjczyków, jakoś nie widać, aby ten stan rzeczy wielu osobom
przeszkadzał.
Szczerze przyznam, mnie Kambodża nie zachwyciła, za to jej paradoksy są z pewnością warte zastanowienia. Muszę też zaznaczyć, że, ponieważ gonił nas czas, spędziliśmy tu tylko niecałe dwa tygodnie i ograniczyliśmy się faktycznie tylko do najważniejszych punktów, czyli tych najpopularniejszych. Wybierającym się w te strony, pewnie poleciłabym wschód kraju, gdzie turystów jest dużo mniej i pozytywnych wrażeń może być dużo więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz