Mołodiec.
W krajach, gdzie funkcjonuje język rosyjski, słyszymy to słowo
na każdym kroku. Bo jesteśmy
mołodcy, że jedziemy sami transsibem.
Bo jesteśmy mołodcy,
że chcemy się obszatsa
(zakumplować
się, pogadać). Bo jesteśmy
małżeństwem, czyli też mołodcy.
W niektórych krajach nieco dziwi, że już prawie pięć lat po
ślubie a wciąż jeździmy nie z dziećmi, a sami. Wystarczy jednak
dodać, że tuż po powrocie planujemy dzieciaki i zdziwienie znika.
Znowu jesteśmy mołodcy!
Kto to jest ten mołodiec?
W słownikach znajdziemy najczęściej zucha, chwata, bohatera a
nawet chojraka, a posiłkując się słownikiem synonimów, można
jeszcze tę definicję rozszerzyć o człowieka odważnego, kozaka,
junaka, śmiałka, ale też ryzykanta czy szaleńca lub chłopaka
równego i po prostu „swojego”. A w życiu? Podróż pokazała w
jak różnych
kontekstach i niecodziennych sytuacjach można być mołodcem.
Poniżej znajdziecie kilka z nich.
W trakcie pobytu w Karelii odwiedziliśmy
wodospad Ruskeala. Na terenie parku krajobrazowego znajdowało się
również muzeum ziemi karelskiej. A w muzeum minerały i
skamieniałości, zebrane przez miejscowych badaczy, informacje na
temat szaty roślinnej i karelskiej fauny. Rzecz jasna, sama fauna
też była.
Wypchane ptaszyska, jelenie, futerkowce
typu burunduk i wilczysko o groźnych ślepiach i kłach. Nie
zabrakło też kosmatego miszki.
Mołodcy
– dumnie skwitował około sześćdziesięcioletni uczestnik
wycieczki emerytów, spoglądając na siłę i moc drzemiącą w karelskich
drapieżnikach.
Ciekawego przykładu dostarczyła nam
również plackarta
na odcinku z Turkiestanu do Ałmaty w Kazachstanie. W czasie jazdy
zakumplowaliśmy się z kilkoma panami z Aktau, którzy po paru
godzinach jazdy postanowili tę przyjaźń dodatkowo podkreślić.
Grubo po północy poczułem szarpanie za stopę:
– Bartok,
dawaj! Wołka posmotrisz.
– Co zobaczę?
– Wołka!
Nu, dawaj!
Na korytarzu czekali już panowie z
filmikiem na komórce. A w zasadzie to z dwoma filmikami. Okazało
się, że moi nowi kumple to zapaleni myśliwi.
Na pierwszym filmie, lekko już zbroczony
krwią, główny bohater – wilk, stawiał opór czterem czy pięciu
psom myśliwskim. Były to już ostatnie minuty walki. Psy kąsały
zajadle gardło, kark i podbrzusze wilka. Ten nie był już w stanie
stać o własnych siłach. Mimo to, wcale nie pozostawał sforze
dłużny. Raz po raz któraś z sabak
odskakiwała skomląc przeraźliwie. Co ciekawe, mimo widocznych ran,
sam wilk nie zaskomlał ani razu. Mołodiec
– zebrał pochwały od myśliwych.
– Dawaj Bartok! Jeszcze kabana
posmotrisz – i od razu jeden z
chłopaków zabrał się do przeszukiwania filmoteki w telefonie.
Na filmie, step po horyzont. Wielkimi
krokami zbliżał się zachód słońca. Daleko w tle dostrzegłem
czerniawy punkcik.
– Uh. Smotri! Kakoj kaban!
W tym samym czasie (na
filmie)
spuszczono sforę psów, która w mgnieniu oka dopadła dziką
świnię. Zanim operator kamery zbliżył się na odległość kilku
kroków od
miejsca walki, kaban już leżał, gryziony i szarpany przez silne
szczęki. Jeden z myśliwych przystawił strzelbę do głowy świni.
Ostry huk wystrzału zagłuszył i przerwał kwilenie zwierzęcia.
– Mołodiec!
– ktoś poklepał strzelca po plecach za celnie oddany strzał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz