Plackarta to
typ wagonu niższej klasy. To też jednocześnie przestrzeń, w której koegzystuje
pięćdziesięciu czterech pasażerów, a każdy z nich ze swoimi przyzwyczajeniami i
troskami. Pięćdziesiąt cztery życia sunące w dal w metalowej puszcze. Wagon
dzieli się na dziewięć stref, w każdej po sześć osób. Ścianki działowe mają w
swoim założeniu tworzyć mocowanie dla prycz bocznych, ale co ważne, mają
również dawać namiastkę intymności w podróży, która nierzadko ciągnie się przez
kilka długich dni. Średnio im to jednak wychodzi. Prawdziwym rajem dla
znalezienia choć odrobiny prywatności są tak naprawdę toaleta i przestrzeń
między wagonami, a dobrym pretekstem do znalezienia się w tym raju jest
grzeszne wyjście na papieroska.
Tam naprawdę można odetchnąć, gdy już odgłosy i zapachy pozostałych podróżnych stają się nie do wytrzymania, a człowiek potrzebuje wsłuchać się jedynie w monotonny stukot setek stalowych kół. Duże zagęszczenie osób na tak niewielkiej przestrzeni prowokuje na ogół reakcje konfliktowe. Różne temperamenty, charaktery i wspomniane wcześniej przyzwyczajenia to bomba z opóźnionym zapłonem. Brzmi to mało zachęcająco. Życie w plackarcie wymyka się jednak tej ogólnej regule. Rządzą tutaj nie zapisane nigdzie prawa, które podróżujący plackartą respektują z całą stanowczością, a sama etykieta zacieśnia tak potrzebną w życiu więź międzyludzką.
Tam naprawdę można odetchnąć, gdy już odgłosy i zapachy pozostałych podróżnych stają się nie do wytrzymania, a człowiek potrzebuje wsłuchać się jedynie w monotonny stukot setek stalowych kół. Duże zagęszczenie osób na tak niewielkiej przestrzeni prowokuje na ogół reakcje konfliktowe. Różne temperamenty, charaktery i wspomniane wcześniej przyzwyczajenia to bomba z opóźnionym zapłonem. Brzmi to mało zachęcająco. Życie w plackarcie wymyka się jednak tej ogólnej regule. Rządzą tutaj nie zapisane nigdzie prawa, które podróżujący plackartą respektują z całą stanowczością, a sama etykieta zacieśnia tak potrzebną w życiu więź międzyludzką.
Wewnętrzne prawa plackarty zamykają
się naszym zdaniem w pięciu najistotniejszych punktach:
1. samowar
2. miejsce
przy stole
3. dzieci
4. pościel
5. poranna
toaleta
W każdym wagonie, przy wejściu, znajduje się
samowar. To również z jego powodu pasażerowie dźwigają ciężkie siaty z
prowiantem. Herbata, kakao, zupki chińskie i inne dania typu instant będą nieustannie
zalewane wrzątkiem, mieszając zapach kurczaka z kawą i puree ziemniaczanym.
Herbatą zawsze można poczęstować sąsiada, a cukier często staje się dobrym
pretekstem do nawiązania rozmowy. Mlaskaniom i siorpaniom nie ma końca. Samo
częstowanie nie jest, oczywiście, najważniejsze. Nikt też tego w plackarcie nie
oczekuje. Pasażerowie czekają jedynie, aby się poobszatsa – zwyczajnie wymienić zdaniem, podpytać o cel podróży
lub jak się sąsiadowi wiedzie. Rządzi tutaj ludzka ciekawość, ale też chęć
skrócenia drogi sobie i pozostałym. To najlepszy sposób na zabicie czasu, a wrzątek z samowaru jest ku temu najlepszym początkiem.
Dolne miejsca w przedziale to też ważna sprawa. Po pierwsze,
bo stanowią jednocześnie kufer na bagaż, a leżący człowiek skutecznie chroni
dostępu do cennych przedmiotów ciężarem własnego ciała. Po drugie, bo to miejsce
przy stoliku. Można na nim wystawić to, co zamierzamy w najbliższym czasie
skonsumować. Czasem jednak nie ma wyjścia i z dworcowej kasy odchodzimy z
biletem na górne półki. Miejsce przy
stoliku należy się jednak każdemu i pasażerowie z dolnych leżanek doskonale o
tym wiedzą. Nie należy się krępować i nawet, jeśli sąsiad dolnej pryczy zapadł w drzemkę, możemy ją
przerwać, prosząc o odrobinę miejsca. Nie usłyszymy słowa protestu. Żadnego
warknięcia. Sąsiad przesunie się, udostępniając dogodniejsze miejsce, a często
nawet poleci, aby następnym razem walnąć go po prostu po głowie, jeśli znowu
zaśnie a nas najdzie ochota na czaj
lub butierbrody.
W czasie podróży dorośli stają się wujkami i
ciociami. Pełno też tutaj dziadków i babć. Dzieci przemykają wzdłuż wagonu,
zaczepiając losowo wybranego członka tej nowej plackartnej rodziny. Wujku, a
daleko jedziesz? Babuszka, a masz jeszcze cukierki? Dzieci niczym się nie
krępują i zagadują kolejnych podróżnych, jakby spotkali dawno niewidzianych kuzynów
i stryjostwo. Jest na to ogólne przyzwolenie. Niech maluchy mają zabawę, a
dorośli też skorzystają, bo to w końcu temat do rozmowy.
W cenę biletu jest wliczona pościel. Kiedyś
dopłacało się za ten luksus bezpośrednio prowadnikowi i biada temu, kto odmówił
– prowadnik od razu mroził spojrzeniem. Higiena to w końcu podstawa. Teraz,
szczególnie na długich dystansach, nie ma wyboru i pościel kupujemy razem z
biletem. Komplet składa się z dwóch prześcieradeł (z czego jedno pełni rolę
poszewki na materac, a drugie to okrycie). Zestaw zawiera też poszewkę na
poduszkę i ręcznik. Pościel otrzymujemy zapakowaną w folię ochronną. Jest
wyprana i wymaglowana. Wydaje ją prowadnik, a przed zakończeniem podróży odbiera
od pasażerów, uprzednio sprawdzając, czy w komplecie niczego nie brakuje.
W wagonach nie ma podziału na część męską i żeńską.
Wszyscy jadą w zbieraninie, przemieszani we wszystkich możliwych
konfiguracjach. Są staruszki z żołnierzami i matką z niemowlęciem. Są studentki
i mużyki wyglądający jak rasowe
zbiry. Staruszkowie i młodzież. Kobiety i mężczyźni. Wszyscy tuż obok siebie.
Nocna i poranna toaleta mogą być w takich okolicznościach krępujące,
szczególnie dla kobiet lub matek z malutkimi dziećmi. Często mężczyźni jako
pierwsi korzystają z toalety. Dzięki temu, już orzeźwieni, mogą udać się na
papierosa, zostawiając płeć piękną w spokoju i dając jej czas na przebranie się
oraz czynności pielęgnacyjne. Czasem prześcieradło jest nieocenione. Można
posłużyć się nim jak parawanem i odciąć wnękę od korytarza. Mężczyźni idą na
kolejnego dymka. To czas na przewinięcie malucha i pobycie w jedynie kobiecym
towarzystwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz