Przedmieścia Ułan Bator są zdominowane przez jurty
ogrodzone płotami – takie dostosowanie przyzwyczajeń i nawyków płynących z
tradycji mongolskich pasterzy do bardziej statecznego życia wiejskiego. Płot to
już przynależność do społeczności wiejskiej i pewna zależność od posiadanego
skrawka ziemi. Jurta symbolizuje zachowanie stałej niezależności i wolności.
Każdy kilometr, przybliżający nas do dworca kolejowego, zdaje się potwierdzać
tę obserwację. Do tradycyjnego stylu życia dosypano w XX wieku szczyptę
zachodniej nowoczesności i całość wymieszano stanowczym ruchem ręki. Tak
wygląda stolica Mongolii. Mieszka tutaj ponad 1,8 miliona mieszkańców, czyli
prawie 2/3 ludności całego kraju.
Bliżej centrum królują wszelkiej maści guesthousy,
kafejki i restauracje. Nie ma problemu ze znalezieniem czegoś odpowiedniego dla
siebie. Wszystko dla turystów, którzy najczęściej rozpoczynają swoje wędrówki
od tego miasta, szukając w nim nie tyle atrakcji turystycznych, co czasu na
zebranie myśli i sił przed wypadem na górski trekking lub eksplorację Gobi. Miasto
pełni też funkcję poczekalni dla ubiegających się o wizę chińską. Na początku
czerwca turystów w Ułan Bator raczej nie widać. Wystarczy jednak podejść do
ambasady chińskiej w dniach przyjmowania i wydawania wniosków, a spotkamy tam
grupkę kilkudziesięciu oczekujących na wejście osób. Stolica Mongolii jest
traktowana w ten, a nie inny, sposób, ponieważ na pierwszy rzut oka nie daje
turyście wiele w zamian za jego przybycie. Olbrzymi plac Suhbaatar przed
gmachem parlamentu z pomnikiem Chingis Chana, kilka świątyń i muzeów, teatr,
filharmonia, złoty Budda oraz park. To niewiele jak na prawie dwumilionową
metropolię. Należy też dodać, że wspomniany już park, parkiem to może był w
przeszłości. Obecnie przechodząc przez zrujnowaną bramę, wchodzimy na jego szczątki,
gdzie królują sterty śmieci, betonu, wyryte ciężkim sprzętem koleiny, błocko i
kurz. Drzewek ostała się jedynie garstka. Wszystko jakby zryte przez wielkie
maszyny i przygotowane pod budowę. Zapewne to kolejna inwestycja, a tych w
mieście są dziesiątki, jeśli nie setki.
Szklane wieżowce i wysokie budynki mieszkalne to
nowe oblicze miasta w perspektywie kilku najbliższych lat. Potwierdza to część
dzielnicy w okolicy alei Chingis Chana
przed mostem Pokoju. To gigantyczny plac budowy. Las szkieletów
wielopiętrowców, urozmaicony burymi kontenerami dla robotników i budkami dla
ochroniarzy placów budowy. Za rzeką Selbe (Selenga), żółte dźwigi wyciągają i
prężą swoje szyje. Dziesiątki nowych osiedli mieszkaniowych wypełnią
niezagospodarowane doliny i zbocza okolicznych gór. Miasto pragnie sięgnąć
chmur i w ścisłym centrum zdecydowanie osiąga ten cel. Budynek The Blue Sky &
Hotel Tower to symbol nowego i obrany przez urbanistów kierunek rozwoju miasta
(z 23 piętra doskonale widać skalę inwestycji budowlanych). Zabytkowe świątynie
nikną wśród drapaczy chmur, ustępując miejsca nowej myśli współczesnych
konstruktorów.
Wystarczy jednak przejść się od strony gmachu
parlamentu ulicami Turystyczną lub Sambuu (aż do ich końca), by ujrzeć zupełnie
odmienny obraz Ułan Bator. Tutaj życie jakby się zatrzymało. Nie jest
przyjemniej, ale ta część silniej odzwierciedla prawdziwy charakter dawnego
stylu życia mieszkańców stolicy. Zabudowa jest niska i tworzą ją gęsto usiane
drewniane domki. Prawie w każdym obejściu stoi również jurta. Dochodzi tutaj
elektryczność, natomiast kończy się asfalt na drogach. Inny świat, a jesteśmy
raptem dwadzieścia minut od placu Suhbaatar…
Wieczna budowa zaczyna męczyć przy dłuższym pobycie
w Ułan Bator. Na każdym kroku wdychamy spaliny i pył, a uszy drażni uliczny
zgiełk zmieszany z echem tysięcy klaksonów i odgłosami maszyn budowlanych.
Stolica jest jednak na tyle malowniczo położona, że można łatwo oderwać się od tego
widoku miasta i bez problemu znaleźć odrobinę spokoju. Wystarczy iść prosto
aleją Chingisa albo ulicą Olimpijską, kierując się bezpośrednio na góry. Po
godzinie szybkiego marszu znajdziemy się u podnóża niższego pasma, które jest
początkiem wielu szlaków górskich. Satysfakcja gwarantowana. W nieco dalszej
okolicy, około 40-50 kilometrów od centrum, znajduje się największy na świecie
pomnik Chingis Chana z muzeum i tarasem widokowym oraz park narodowy Gorki
Tereldż. Ten ostatni to znakomite miejsce na górskie wędrówki, kempingi i
złapanie oddechu przed powrotem do miejskiego bałaganu.
|
jedno z miejsc, gdzie studenci świętują zakończenie studiów, po czym udają się w góry na większą celebrację |
|
rzut na Centrum z wieżowcem Blue Sky |
|
widok z placu Suhaatar |
|
świątynia Tumen eh |
|
świątynia Megjid Janraysiq |
|
widok na miasto |
|
40 metrowy pomnik Chnigis Chana pod UB |
|
panoram UB z 23 piętra Blue Sky Tower |
|
okolica widziana z głowy Chingis Chana |
|
park narodowy Gorki Tereldż |
|
charakterystyczna skała-żółw w parku narodowym Gorki Tereldż |
Nadrabianie zaległości w czytaniu waszych zapisków. Z kanapy, spod koca i z kubkiem herbaty w popołudniowo-wieczorną sobotnią szarówkę. Czekam na dalsze opowieści! xoxoxoxo
OdpowiedzUsuńSajn bajna uu !!!
OdpowiedzUsuńMelduję się w domu po prawie dwudniowym powrocie i odespaniu zmęczenia.
Od dzisiaj w statystykach Waszego bloga pojawi się poważna pozycja (przeglądarka: Chrome, lokalizacja: Poznań).
Pomyślałem sobie, że mam wielkie szczęście, gdyż trudno w Mongolii spotkać innych Polaków, ba dodatkowo podróżujących w tym samym kierunku, mających podobne zainteresowania, i z którymi po prostu fajnie spędza się czas.
Jeszcze raz dzięki, za to że "byliście" (zajechało Oazą:) ) i gdzieś podskórnie wierzę, że jeszcze kiedyś się spotkamy jak nie w Warszawie czy Poznaniu to na pewno przypadkiem na szlaku - przecież świat jest mały...
Powodzenia,
Krzysztof
P.S. Bartek, Dorota zasługuje na takie kolczyki co tydzień i to nawet z zapięciami ;)
Krzysiu SAJN BA nUUUUUUU
OdpowiedzUsuńwłaśnie przeczytałam Twój wpis i bardzo jest mi go fajnie przeczytać tu, w hong-kongskiej bibliotece!!! tym bardziej brzmi miło i znajomo. My też uważamy, że mieliśmy wielkie szczęście i też mamy przeczucie, że jeszcze się zobaczymy;)
Z myślą o Tobie zrobiliśmy zdjęcia, żebyś zobaczył w jakich warunkach mieszkają chińscy robotnicy w dzielnicy drapaczy chmur w Szanghaju, na Pudongu. wiec niebawem prześlemy Tobie na maila. dzięki wielkie za komentarz i tak tak, pewnie, że zasługuję, idę zaraz pokazać posta bartkowi - został w domu robić obiad, uczy się na gosposię, wiesz;)