Wczoraj nie mieliśmy szczęścia i nie dotarliśmy na
wyspę Valaam. Najwcześniejszy autobus z Pietrozawodska przyjeżdża do Sortawali
o 11:45, czyli o jakąś godzinę za późno. Nie oznacza to jednak, że dzień
zaliczyliśmy do straconych. Na przystani zaczepił nas kapitan jednego z kutrów.
Szukał od sześciu do ośmiu chętnych, co stanowiło minimum opłacalności do
wypłynięcia na otwarte jezioro. Cena trochę wyższa, niż za rejsowy wodolot lub
statek, ale nie na tyle, żeby nie wziąć jej zupełnie pod uwagę, tym bardziej,
że kuter okazał się później całkiem fajną motorówką. Zostawiliśmy zatem
złowieni i czekaliśmy, aż za haczyk pociągną kolejne dwie parki albo jakaś
grupka zainteresowanych.
W między czasie zostaliśmy przekazani pod opiekę
innego kapitana. Kwadrans mijał za kwadransem, a my wciąż na schodkach baru,
zamiast zachwycać się z pokładu łódki przyrodą dziesiątek wysepek. Tymczasem,
poruszyliśmy z nowym kapitanem kwestię możliwości noclegów w Sortawali. W
planie był namiot gdzieś w lesie pod miastem, ale asekuracyjnie myśleliśmy o
kwaterze u miejscowych. Rozmowa okazała się cennym krokiem. Leonid obdzwonił
pół miasta. Ceny okazały się wprawdzie powyżej oczekiwań – za stówkę złociszy
od łebka można przebierać w kwaterach nad Morzem Śródziemnym – nie mniej, finał
całej sytuacji zakończył się miłym zaskoczeniem i pociągnął za sobą jeszcze
przyjemniejsze konsekwencje, a sam Leonid zaproponował rozbicie namiotu na
swoim podwórku. Valaam zatem dzisiejszego dnia nie wypaliło. Dostaliśmy jednak
w zamian możliwość noclegów bez opłat, a wisienką na torcie stała się
propozycja Leonida wspólnego odwiedzenia wodospadów Ruskeala i marmurowego
kanionu, co też po wspólnym posiłku niezwłocznie uczyniliśmy.
Motorówka ruszyła następnego dnia o 9:00 rano. Na
pokładzie my, kapitan i rodzina z Pitera (jak Rosjanie mają w zwyczaju pieszczotliwie określać swoją historyczną stolicę). Przed nami około czterdziestu
kilometrów jeziora, co jak na jego rozmiary jest zaledwie niewielkim tripem. Po
drodze mijaliśmy urokliwe wysepki z okazałymi daczami, w tym wiele należących do dostojników państwowych
Rosyjskiej Federacji. Jest też dacza prezydenta Putina, którą podobno
sprezentował ją swojej córce i tylko ona tam zagląda. Jest też zakątek, gdzie
pomiędzy skałami wygrzewają się czarne jak smoła Tiulenie, czyli endemiczne
foki, zwane przez miejscowych „nerpami ładożskimi”.
Na horyzoncie pojawia się wyspa z dwiema
strzelistymi wieżyczkami, z których jedna zaczyna po chwili połyskiwać
złoceniami kopuły. Tak wita nas skit Nikolski, a razem z nim cała wyspa Valaam.
Z przystani po schodkach dotarliśmy do błękitnego i zarazem najważniejszego na
wyspie, skitu Prieobrażeńskiego. Zaraz za nim jest droga, w którą należy
skręcić w lewo i kierować się wzdłuż muru. Droga prowadzi przez las i jakieś
cztery drewniane mostki, łączące mniejsze wysepki i kończy się urwiskiem tuż
przy usytuowanym w tym miejscu skicie Nikolskim. Na wyspie znajduje się jeszcze
pięć wartych obejrzenia zabytkowych skitów, do których jednak nie dotarliśmy ze
względu na ograniczony czas i zasobność rubli w portfelach (pozostałe skity
znajdują się w odległości kilku kilometrów od przystani w głębi wyspy, trzeba
więc korzystać z taksówki albo kutrów, a motorówka czeka tylko trzy godziny).
Na wyspie aż roi się od fantastycznych alejek,
ukrytych wśród starych sosen i świerków, co tworzy baśniową scenerię. Można też
tutaj z łatwością znaleźć wiele genialnych zacisznych zakątków. Zatopione w
wodzie skały zachęcają do kąpieli słonecznej albo brodzenia w płytszych
miejscach. Przy nodze znikąd pojawi się nagle puszysty valaamski mruczek. A
turystów w maju jak na lekarstwo.
|
nowy kapitan |
|
nerpy karelskie - trochę zamazane bo w ruchu i przez szybkę niestety |
|
Valaam z łódki |
|
wyspa nieopodal Tervu na naszą wyłączność :) |
|
wyspa cd |
|
wyspa cd2 |
|
kot Jackson rządzi w Sortawala |
ALE ŻBiK!
OdpowiedzUsuńO mamo! Pysk Jacksona wygląda, jakby był powiększony w Photoshopie ;)
OdpowiedzUsuńale gigantyczny kot!
OdpowiedzUsuń