Po Dworcu Moskiewskim, Dworzec
Ładożskij jest przyjemnym zaskoczeniem. Nowoczesny i czytelny, z zapleczem
gastronomicznym na wyższym poziomie niż czebureki z budki. Butiki zachęcają do
podzielenia się z nimi częścią swojej gotówki. Elektroniczna tablica wskazuje wszystkie
niezbędne informacje. Pociąg do Murmańska rusza punkt 17:20. Wszystko jak w
szwajcarskim zegarku.
Im dalej od Petersburga, tym krajobraz ulega mocniejszym przeobrażeniom. Lasy sprawiają wrażenie niższych i jakby zatopionych w morzu mchów, porostów i zeszłorocznej trawy. Wspólnym mianownikiem są brzozy, chociaż te w okolicach Petersburga cieszą już oczy soczystą zielenią. Tutejsze jeszcze o tym nie myślą. Wiosny spodziewają się jakoś na początku czerwca. Potwierdza to miasto Kem. W tej okolicy pojawia się coraz więcej dywanów białego puchu, który najwyraźniej nie może rozstać się z tym regionem. Krajobraz przecinają małe strumyki, w wielu miejscach wciąż ścięte grubą warstwą lodu. Wiją się spokojnie pomiędzy kępami brzóz i pagórkami z litej skały, by połączyć się w większe strumienie, a następnie w rzeki, które zakończą żywot w którymś z okolicznych jezior albo przemienią się w niebezpieczne rozlewiska. Za oknem żółci się i zieleni od karłowatych choinek. Stoją zagubione w zwałowiskach kamieni i skał. Na około walają się zmurszałe słupy telegraficzne. Wszędzie rdzewieją też pozostawione przez lekkomyślną rękę metalo i elektrośmieci. Wszystko częściowo przykrywa śnieg, jakby chciał tę prawdę zachować na wyłączność miejscowych. To czego nie zdołał przykryć, gnije w płytkiej wodzie, pośród brunatno-żółtych traw, w oczekiwaniu na lepszy czas.
Z każdym kilometrem biały puch coraz mocniej wkrada się w widok za oknem. Zbliżamy się do Kandalakszy, miasta portowego nad Morzem Białym. Zima przybrała na sile, prezentując możliwości zamieci śnieżnej. Widok za oknem zdecydowanie potwierdza to, co słyszeliśmy wcześniej od innych pasażerów o początku okresu wiosennego.
15:45. Stacja Biełyje Zori. Śnieg sypie nieprzerwanie już drugą godzinę. W swojej brzydocie i ogólnej szarości, miasteczko przykuwa uwagę. W oczy bije różowa farba, jaką ukraszono okoliczne osiedla i sam budynek dworca. Trochę jakby chybiony zabieg marketingowy. Albo witryna sklepowa, która przyciąga spojrzenie i na tym koniec.
Im dalej od Petersburga, tym krajobraz ulega mocniejszym przeobrażeniom. Lasy sprawiają wrażenie niższych i jakby zatopionych w morzu mchów, porostów i zeszłorocznej trawy. Wspólnym mianownikiem są brzozy, chociaż te w okolicach Petersburga cieszą już oczy soczystą zielenią. Tutejsze jeszcze o tym nie myślą. Wiosny spodziewają się jakoś na początku czerwca. Potwierdza to miasto Kem. W tej okolicy pojawia się coraz więcej dywanów białego puchu, który najwyraźniej nie może rozstać się z tym regionem. Krajobraz przecinają małe strumyki, w wielu miejscach wciąż ścięte grubą warstwą lodu. Wiją się spokojnie pomiędzy kępami brzóz i pagórkami z litej skały, by połączyć się w większe strumienie, a następnie w rzeki, które zakończą żywot w którymś z okolicznych jezior albo przemienią się w niebezpieczne rozlewiska. Za oknem żółci się i zieleni od karłowatych choinek. Stoją zagubione w zwałowiskach kamieni i skał. Na około walają się zmurszałe słupy telegraficzne. Wszędzie rdzewieją też pozostawione przez lekkomyślną rękę metalo i elektrośmieci. Wszystko częściowo przykrywa śnieg, jakby chciał tę prawdę zachować na wyłączność miejscowych. To czego nie zdołał przykryć, gnije w płytkiej wodzie, pośród brunatno-żółtych traw, w oczekiwaniu na lepszy czas.
Z każdym kilometrem biały puch coraz mocniej wkrada się w widok za oknem. Zbliżamy się do Kandalakszy, miasta portowego nad Morzem Białym. Zima przybrała na sile, prezentując możliwości zamieci śnieżnej. Widok za oknem zdecydowanie potwierdza to, co słyszeliśmy wcześniej od innych pasażerów o początku okresu wiosennego.
15:45. Stacja Biełyje Zori. Śnieg sypie nieprzerwanie już drugą godzinę. W swojej brzydocie i ogólnej szarości, miasteczko przykuwa uwagę. W oczy bije różowa farba, jaką ukraszono okoliczne osiedla i sam budynek dworca. Trochę jakby chybiony zabieg marketingowy. Albo witryna sklepowa, która przyciąga spojrzenie i na tym koniec.
Gdzieś w przed wjazdem na peron do Polyarnego Kruga. |
Przypruszona śniegiem stacja w Kandalakszy. |
Po kilkunastu godzinach siedzenia na pryczy każdy ma ochotę na kwadrans spaceru. Kandalaksza. |
Tuż za Afrikantą. Jeszcze pięć godzin i finisz. |
Podoba mi się podstawka na szklankę ;)
OdpowiedzUsuń