Zanim jakoś nazwaliśmy nasze nowe
dziecko, czyli ten właśnie blog, trochę czasu spędziliśmy nad wymyśleniem
odpowiedniego „imienia”. Drogą eliminacji naszymi faworytami zostali
„Wycieczkowicze” , „Without a lipstick” i „Agrafka i sznurek”. W końcu
uznaliśmy, że ostatnia propozycja najlepiej będzie oddawać nie tylko „styl”
naszego wyjeżdżania, ale także nasze nastawienie do podróży i też do życia.
Prostota, prostota i oszczędność środków – sądzimy, że na razie jest to sposób, który się sprawdza.
Uznaliśmy, że zarówno agrafka jak
i sznurek mogą służyć za dobre symbole wyjazdów może nie na miarę Robinsona
Crusoe, ale takich, które nie wymagają wielkiego nakładu środków, czytaj
gadżetów, którymi sklepy podróżnicze są obecnie naszpikowane. Fakt faktem, nie
rezygnujemy z namiotu, śpiworów czy nawet laptopa, ale z bidonów, tabletek do
uzdatniania wody, czy specjalnych skarpetek trekkingowych już tak.
Bezpieczeństwo przede wszystkim i chęć sprawdzenia swojej zaradności, którą mierzymy
według naszego doświadczenie i umiejętności. A to oznacza, że nie wyprawiamy
się w świat z jedną maczetą i zapałką :)
Agrafka i sznurek stały się więc
emblematem naszej wyprawy, bez gadżeciarstwa czy hardkorowego survivalowania.
Ma to być przedsięwzięcie na miarę zwykłych ludzi, za jakich się uważamy.
A poza tym, te dwa drobiazgi już
nie raz nas ratowały (podarty plecak, buty, przywiązanie bagażu, itp.). Nie ma
co więc szukać drugiego dna i dorabiać wielkiej ideologii do czegoś co jest
proste jak…agrafka i sznurek :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz