W
przeddzień wyjazdu z Ałmaty postanowiliśmy zwiedzić miejscową
fabrykę czekolady Rahat. Zamarzyły się nam degustacja a wraz z nią
pijalnia gęstej i gorącej czekolady.
Fabryka
mieści się naprzeciw Zielonego Bazaru, zajmując całą
powierzchnię pomiędzy ulicami Zhibek Zholu i Makataeva.
Łatwo
zorientować się, że jesteśmy w okolicy Rahat, ponieważ w
powietrzu unosi się zapach słodkiej oferty prosto z linii
produkcyjnej. Im zapach jest intensywniejszy, tym bliżej fabryki
jesteśmy my sami. Proste. To tak na wypadek, gdyby ktoś jednak nie
mógł znaleźć.
Na
miejscu, co było do przewidzenia, okazało się, że nie ma
możliwości wejścia do środka. O degustacji oraz podejrzeniu
poszczególnych etapów tworzenia konfietów
i shokolada
mogliśmy definitywnie zapomnieć.
Należy
mieć propusk.
A żeby mieć propusk,
trzeba ho ho i jeszcze więcej. Należy wszystko uprzednio z Centralą
ustalić, po czym oczekiwać cierpliwie tygodniami, aż ktoś pochyli
się nad naszym wnioskiem i wyda wiążącą (lub nie) decyzję.
Słowem, mur nie do przebycia. A poza tym, teraz jest obedennyi
pereryv
i nikogo nie ma. Tak to nas pani z ochrony zrzuciła na drzewo.
Jakoś
bardzo to nas nie zabolało, tym bardziej, że z zakładu
przetwórstwa rybnego w Murmańsku też nas przegonili. Nic na siłę.
Tym razem byliśmy jednak na fali wertowania kolejny raz
reporterskich zmagań Ryszarda Kapuścińskiego. I będąc na tej
fali, za cel postawiliśmy sobie czekoladę w fabryce owego dnia
zobaczyć.
Usiedliśmy
spokojnie przy wejściu. Przerwa obiadowa trwała jeszcze trzydzieści
minut. Czas spożytkowaliśmy, zapisując na kolanie ewentualne
pytania. Miało być w końcu coś z namiastką reporterskiego fachu.
Opracowaliśmy też historię „na wbitkę”, która nawet
zawierała 100% prawdy.
– Dzień
dobry. Jeździmy po świecie już bardzo długo i opisujemy go od
strony kulinarnej. Napisaliśmy już o kawie, herbacie, makaronach,
przekąskach i samych jadłodajniach. A teraz chcielibyśmy
dowiedzieć się czegoś więcej o czekoladzie. A wiemy już, że
smak kazachskiej czekolady nie ma sobie równych w całej Azji
Centralnej – zaczęliśmy nieśmiało dyskusję z panią,
przyjmującą w kanciapie interesantów.
– Rebyata,
wstęp na teren fabryki osobom postronnym jest surowo wzbroniony!
– No,
ale słyszeliśmy, że czekoladę możemy tutaj spróbować, że są
wycieczki dla turystów, że degustacja smakołyków.
– Kto tak powiedział? Na
zewnątrz znajduje się sklepik nasz sklepik firmowy. Tam wszystkiego
możecie spróbować.
– Ojej
– zasmuciły się oczy Doroty, lekko przysłonięte czapką w
pandę. I co teraz?
– A
w ogóle to wam jest propusk
potrzebny. A propuski
wydaje dyrekcja – w tym miejscu pojawiło się światełko w tunelu.
– A
moglibyśmy porozmawiać z dyrekcją?
– Nie
wiem. Tam wszyscy mają swoje obowiązki! Trzeba się najpierw
umawiać... – pani obrzuciła nas jeszcze raz spojrzeniem – zapiszcie
numer wewnętrzny. Na ścianie obok jest telefon, możecie z niego
spróbować. Może ktoś odbierze.
*
– Tak?
Słucham.
– Dzień
dobry. Podróżujemy już od bardzo dawna. Jesteśmy z Polski.
Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o czekoladzie. Sami
bardzo ją lubimy, a smak kazachskiej jest wspaniały.
– Łączę
z działem produkcji.
**
– Tak?
Słucham.
– Dzień
dobry. Podróżujemy już od bardzo dawna. Jesteśmy z Polski.
Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o czekoladzie. Sami
bardzo ją lubimy, a smak kazachskiej jest wspaniały.
– Ojej…
ale to nie ze mną powinniście rozmawiać. Musicie porozmawiać z
kimś innym. Poczekajcie chwilę. Połączę z Dyrektorem produkcji.
Na wszelki wypadek zapiszcie wewnętrzny.
***
Po
kilku nieudanych połączeniach i dwudziestu minutach czekania.
– Tak?
Słucham.
– Dzień
dobry. Podróżujemy…
– A
to wy rebyata.
Z Polski, tak?
– Tak.
Chcielibyśmy porozmawiać o czekoladzie i może zobaczyć, jak się
ją produkuje.
– Niestety,
nie wpuszczamy do środka. Takie zasady bezpieczeństwa. A w ogóle
to nie załatwia się tego tak z dnia na dzień. Należy uzyskać
propusk.
Należy formalne pismo wysłać do Centrali. Potrzebna jest zgoda. To
i tydzień może potrwać, i dwa.
– Ojej
– jęknęliśmy w słuchawkę – no nic. Szkoda. My już jutro
wyjeżdżamy z Kazachstanu. Mieliśmy nadzieję, że może uda się
nam odwiedzić fabrykę czekolady... Dziękujemy bardzo za poświęcony
czas.
– Poczekajcie
chwileczkę… – Boże mój, co tu z Wami począć… Już wiem…
zapiszcie sobie wewnętrzny do naszego Głównego Technologa. Nie ma
go teraz u siebie. Spróbujcie dzwonić pod ten numer. Za jakieś
10-15 minut spróbujcie. Przekażę, że go szukacie.
****
Po
kolejnym kwadransie.
– Dzień
dobry. Skierowała nas do was…
– Proszę
poczekać dziesięć minut. Już do was schodzimy.
*****
Po
kolejnych dziesięciu albo i piętnastu minutach zeszła do nas pani
zarządzająca technologią i innowacjami w fabryce wraz ze swoją
podwładną.
– Dzień
dobry. To jest główny technik – pani Główna Technolog od razu przeszła
do rzeczy – możecie tutaj porozmawiać i o wszystko się wypytać.
Proszę jednak, żeby nie trwało to dłużej niż dziesięć minut.
Pokorne, a w naszym przypadku - cierpliwe, cielę dwie matki ssie, głosi jedno z naszych polskich porzekadeł.
Do środka nie weszliśmy. Czekolady nie degustowaliśmy.
Przetrwaliśmy jednak wszystkie zrzutki na drzewo i skakanie po
wewnętrznych łączach, otrzymując ostatecznie zgodę na dziesięciominutową
rozmowę. Sukces to wyssany czy nie sukces wcale?
Kolejka w przyfabrycznym sklepiku firmowym na godzinę albo i dwie stania. Warto jednak odstać swoje :) |
Jak w PRL-u :D
OdpowiedzUsuńGratuluję 10-minutowego wywiadu!
:) dzięki!!! warto było!
Usuń