Czajepitie. Jedno z moich ulubionych
rosyjskich słów. Może dlatego, że z jednej strony brzmi dość swojsko, a z
drugiej jest w nim jakiś powiew magii, związany z czynnością rytualną.
Chociaż chodzi
o najzwyklejszą w świecie czynność picia herbaty, w Rosji nie zawsze była ona
tak postrzegana, a z piciem herbaty wiązało się wiele tradycji, zwyczajów i
reguł. Picie czaju było (i chyba ciągle jest) postrzegane jako swego rodzaju
medium, bez którego żadna biesiada obejść się nie może).
Jeśli chodzi o
stronę praktyczną, to w Rosji pije się raczej czaj liściasty. Przyrządza się go z
esencji (zawarka) i zalewa wrzątkiem
(kipiatok) – może z uwagi na jej
wypijane hektolitry. Dominuje „zwykła” czarna herbata, bez cytryny, za to z dużą
ilością cukru.
Czaj był w
Rosji zawsze, również przed wojną. Jeśli nie było pieniędzy, wtedy herbatę
zbierało się samodzielnie. Mieliśmy zresztą okazję taką herbatę pić niedawno w
Petersburgu. Smakowała podobnie, może nawet bardziej jak zielona herbata – tak
więc herbata zawsze się znalazła. A co z cukrem?
Dawniej, jeśli
w domu był cukier, to raczej w jednym kawałku, chowany głęboko w szafce na
klucz, żeby, na przykład, dzieci nie mogły się do niego dobrać. Tak jak u nas,
przed wojną i w jej trakcie, cukier był traktowany jak skarb.
Gdy
przystępowano do czajepitia,
gospodarz domu pytał każdego z biesiadników, ile filiżanek czaju zamierzają
wypić, a następnie odcinał stosowny kawałek, który miał starczyć do końca
wieczoru.
Jeśli w domu
cukru prawie nie było, nie zostawało nic innego jak pić na tzw. wzgliad, tzn. kostka cukru leżała wysoko
na półce, a wszyscy pili gorzką herbatę, za to patrząc na jedyną kostkę cukru.
Zatem nawet
jeśli cukru brakło, piło się samą herbatę i to w wielkich ilościach – w każdym
domu był niegdyś samowar (dziś powszechnie występują one w każdym wagonie
pociągu) na 5, czasem 10 litrów wody. I piło się dopóty, dopóki w samowarze był
wrzątek. Jest to tym bardziej zrozumiałe, że czas picia herbaty był czasem
odpoczynku: „Kak czaj pijut, drwa nie idut’”, jak mówi popularna pogoworka.
W Karelii
mówiono nam, że kiedyś np. czaj w zwykłej wsi był o niebo lepszy niż herbata w
Anglii. Wszyscy się dziwili jakim cudem biedni karelscy rolnicy raczą się lepszym czajem niż
angielska arystokracja. Otóż herbatę do Rosji sprowadzana drogą lądową ze Wschodu (Indii, Chin), a do Anglii była ona transportowana na statkach. Słona
woda morska nie pozostawała bez wpływu na ładunki z herbatą, nadając jej lekko
słonawy posmak. Za to smak herbaty w Rosji pozostawał niezmieniony, a jakość wody
w Karelii pozwalała (i pozwala) na otrzymanie naprawdę pięknego aromatu. W
Karelii też pije się zawsze prawie wrzątek – trzeba w końcu jakoś ocieplić
wyziębiony organizm.
Na koniec mała
ciekawostka: zamiast wódki w więzieniach, całe opakowania herbaty (np. 200g)
rozrabiano w szklance, zalewano wrzątkiem i pito dużymi łykami. Efekt był
podobny do tego po alkoholu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz