Na długo przed wyruszeniem
z Polski czytałem
wzmiankę na temat jednego kraju, gdzie posiadanie przy sobie
jakiegokolwiek noża jest kategorycznie zabronione. Szybko jednak o
tym zapomniałem. Próbowałem coś na ten temat ponownie znaleźć
tuż przed wyjazdem, ale bez powodzenia. Po przekroczeniu
mongolsko-chińskiej granicy nie mieliśmy już złudzeń, o który
kraj chodzi.
Po Rosji i Mongolii podróżowałem z nożem
o dość pokaźnych gabarytach. Z powodzeniem dojechałem
z nim aż do Pekinu, tyle że, jak
się później okazało, sukces ten zawdzięczaliśmy pokonaniu
odcinka od granicy do stolicy Chin
nie autobusem rejsowym a płatnym samochodem prywatnym. Prywatnego
kierowcy nikt nie sprawdza. Problem z nożem pojawił
się już przy pierwszych bramkach w
stołecznym metrze,
ale wtedy udało się przekonać panią przy skanerze, że nie ma
sensu przeszukiwać bagażu dla malutkiego nożyka-zabawki. Następnie
miało miejsce kolejne skanowanie i jeszcze jedno. Zdaliśmy
sobie sprawę, że przy opcji przemieszczania się koleją lub
autobusami po Chinach, nóż będzie dla nas jedynie balastem.
Postanowiliśmy odesłać delikwenta do Polski. I tutaj pojawił
się kolejny kwas. Wysyłka
noża z Chin kurierem lub pocztą jest zadaniem niemożliwym.
Zabrania tego prawo.
Po szybkiej kalkulacji plusów i
minusów posiadania noża, doszliśmy do wniosku, że replikę
„pustynnej burzy” oddamy
w prezencie dziewczynie z
couchsurfingu.
I tak oto przygoda
noża zakończyła
się jeszcze na starcie w Pekinie.
W Chinach obowiązuje bezwzględny zakaz
posiadania noża. Wszystkiemu winne są
konflikty na tle etnicznym pomiędzy
walczącymi o poszerzenie praw bojówkami Ujgurów a Chińczykami (Han) w
prowincji Xinjiang. Konflikty nasiliły się przy okazji Olimpiady w
Pekinie w 2008 roku, której towarzyszyły zamieszki oraz zamachy
bombowe. Konflikt pogłębia również chińska polityka
rewitalizacji Kaszgaru, która polega na wyburzaniu starego miasta i
budowie w jego miejsce nowoczesnej metropolii, co budzi głęboki
sprzeciw Ujgurów. Nie pomaga też
silne rozwarstwienie społeczeństwa, w którego strukturze to
Ujgurzy tworzą najniższą, najgorzej wykształconą i
najbiedniejszą warstwę. Napięcie
w regionie wyraża się dość licznymi w ostatnich latach atakami
nożowników pochodzenia Ujgurskiego. Ich eskalacja miała miejsce w
2011 roku, ale również w lipcu-sierpniu 2014 roku dochodziło do
incydentów z użyciem noża w głównych
miastach jak Kaszgar, Chengdu,
Kunming czy Szanghaj.
Konsekwencją są powszechne kontrole z
użyciem
rentgenu
w każdym mieście przy wejściu do metra, na dworce
autobusowe,
kolejowe
i
lotniska.
To samo dotyczy muzeów, wszelkich budynków
i urzędów państwowych oraz
miejsc, w których mogą gromadzić się obywatele.
W Chinach Zachodnich,
a szczególnie w prowincji Xinjiang, przy wejściu do obiektów
państwowych, kontrole te rozszerzyły się do absurdalnych dwóch,
trzech, a często i czterech check-pointów ze
skrupulatnym (przynajmniej pozornie) skanowaniem.
W samym Urumczi i Kaszgarze nawet
zajrzenie
do Burger Kinga może zostać okupione kontrolą naszego
bagażu. W wielu sklepach,
restauracjach, hotelach, hostelach i galeriach handlowych przed
wejściem wita nas stanowisko ochroniarza z tarczą policyjną i
pałką. Na ulicach gęsto rozmieszczono klatki z oddziałami
wojskowymi lub jednostkami SWAT (lepiej nie próbować robić im
zdjęć nawet z ukrycia, bo mogą spotkać nas surowe konsekwencje).
W Urumczi
nawet wejście do autobusu MRT równa się prześwietleniu
bagażu a ochroniarze pozbawią nas
najpewniej
wszelkich płynów w butelkach z bagażu podręcznego lub siatek z
zakupami (sprawdzone przez znajomą).
Nie trzeba dodawać, że dla podróżujących
z plecakami każda z takich kontroli to bardzo uciążliwe spotkanie,
bo przy wejściu i wyjściu skanujemy wszystko, a w razie
jakichkolwiek wątpliwości musimy opróżniać plecaki,
udowadniając, że jednak nic zabronionego tam nie mamy. W związku z
kontrolami, na przemieszczanie się w
obrębie miast i pomiędzy nimi,
należy przeznaczać nieco więcej czasu. A już w szczególności na
dworcach kolejowych, bo tam i bez kontroli zawsze panuje rozgardiasz.
Oczywiście, jak się uprzemy możemy
ryzykować. Za posiadanie noża nie pójdziemy do więzienia, nikt
nas nie wydali z kraju ani nie trafimy do żadnej kartoteki. Jeśli
kontrola wykryje broń białą w naszym bagażu, po prostu ją
stracimy. I tyle w temacie. W zeszłym roku zrezygnowaliśmy z
przemieszczania się z nożem, ale tym razem po wyjeździe z Laosu
mieliśmy przy sobie dwa noże kuchenne i scyzoryk. Doszliśmy do
wniosku, że jeśli skaner coś wykaże, oddamy jeden z noży i
będziemy walić głupa. Co ciekawe, przez trzy tygodnie i po
dziesiątkach odbytych skanowań w metrze i wszelakich dworcach, nikt
nie śmiał nas prosić o kontrolę bagażu. Podejrzewamy, że
widzieli noże na skanerze, ale nie wiedzieli jak z nami rozmawiać i
wybierali mniejsze zło (czyli własny spokój). Szczęście opuściło
nas dopiero w Urumczi. To tylko potwierdza, że w stosunku do nas,
białych turystów, kontrole są bardziej niż dziurawe. Ochroniarze
często nie posługują się językiem angielskim i wolą nie
wchodzić z nami w dyskusje. Miejscowi natomiast nie mają
przebacz i w ich wypadku, przed wejściem do metra, nawet herbata
liściasta w przeźroczystym bidonie zostanie przeskanowana w celu
wykluczenia nieodpowiednich substancji chemicznych.
Im bardziej jedziemy na Zachód ChRL,
tym kontroli możemy spodziewać się więcej. Po naszych
doświadczeniach z zeszłorocznego pobytu w Chinach oraz po bieżącym
wyjeździe jedno jest pewne – mistrzem rzucania kłód pod nogi
podróżnym, jak również mistrzem w ilości kontroli i traktowaniu
człowieka jak bydlęcie jest dworzec południowy w Urumczi. Aby
zdążyć na pociąg należy przybyć tam najlepiej cztery godziny
przed planowym odjazdem. I dotyczy to zarówno tych, którzy chcą
nabyć bilet w dniu odjazdu pociągu jak i tych, którzy wcześniej
dokonali rezerwacji przez Internet. Nie ma wyjątków. W sumie
przeszliśmy tam pięć kontroli, z czego cztery pierwsze nie wykryły
w naszym bagażu dwóch noży (albo nie chcieli reagować), piąta
natomiast zażądała wysypania wszystkiego z plecaka. Udało się
nam zachować jeden malutki scyzoryk i
nóż kuchenny, ale to tylko
dlatego, że byliśmy na dworcu ze znajomą Chinką, która nagadała
ochroniarzom
jakichś głupot i wyjątkowo przeszło. Wszelkich prób wyjaśniania,
przekonywania i próśb o zachowanie noża możemy z góry zaniechać.
Ochrona jest nieugięta. Ale to może i lepiej.
|
Ujgurskie rękodzieło. Miejscowość Yengisar pod Kaszgarem, słynie z wyrobu noży. Paradoksalnie, mimo powszechnego zakazu posiadania przy sobie broni białej (szczególnie w prowincji Xinjiang z Kaszgarem i Urumczi na czele), to tutaj zjeżdżają się chińscy (i nie tylko) turyści w celu zakupu nożyka, noża lub wielkiego nożyska. Miejscowość jest określana mianem miasta noży, ponieważ na każdym kroku znajdziemy tutaj sklep z takim właśnie asortymentem. Półki i gabloty tutejszych pracowni rzemieślniczych dosłownie uginają się od nadmiaru metalowych ostrzy. |
|
Nie przypuszczaliśmy, że fotka z okolic jeziora Huvsgul w Mongolii okaże się zdjęciem pożegnalnym dla "pustynnej burzy" |
|
Ujgurskie noże. Yengisar pod Kaszgarem. |
|
Ujgurskie noże. Yengisar pod Kaszgarem. |
|
Ujgurskie noże. Yengisar pod Kaszgarem. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz