26. Cheese słodkości
Cheese cake to w Azji
Południowo-Wschodniej oraz w Chinach przysmak, obok którego nikt
nie przejdzie obojętnie. To samo dotyczy ciastek z posypką serową
albo, na przykład, deseru w postaci bananów w polewie czekoladowej
i z posypką serową. W wielu przypadkach będzie to najzwyklejszy
ser żółty. W Dżakarcie zajadaliśmy się roladami serowymi, które
nasz kolega przywiózł specjalnie z Malezji. Kilka sztuk dla nas,
kilka dla znajomych i krewnych w Dżakarcie, a reszta dla rodziny z
Medanu na Sumatrze. Lodówka pękała w szwach przez długie
tygodnie. Rdzeń rolady stanowiły grube paski żółtego sera,
które, w połączeniu z warstwami słodkiego musu, ciastem i
czekoladą, pozwalały na wzięcie udziału w interesującym
eksperymencie kulinarnym.
27. Selfie
Jeśli w Europie selfie są
plagą nie do opanowania, to w Azji Południowo-Wschodniej i Chinach
mamy do czynienia z zarazą i tu już mówimy o pandemii w stadium
krytycznie nieodwracalnym. Nie ma osoby bez smartfonu a jeśli nawet
taka się znajdzie, będzie ona posiadać przynajmniej jeden telefon
z wbudowanym aparatem fotograficznym o dobrej rozdzielczości. Nie ma
zatem możliwości na spędzenie dnia bez sefiaka w
towarzystwie znajomych, rodziny i przypadkowych osób. Snobie
selfie też jest wskazane. A jakże! Królują w tym dziewczyny i
kobiety w różnym wieku. Należy jedynie ładnie się ubrać,
podkreślić oczy, podmalować usta i można iść na ulicę,
szczerząc się do wyświetlacza. A już po chwili ukochany smartfon
podliczy lajki i serduszka od osób śledzących na instagramach,
twitterach, facebookach, fotogripach i całej
reszcie aplikacji, o których nie mam pojęcia.
Na naszym osiedlu w Bangkoku
dziewczyny specjalnie chodziły na basen, który razem z drzewkami
plumerii tworzył krajobraz perfekcyjny do słodkiego selfie.
Figlarna minka, lekko rozwarte usta albo przygryziona warga, włosy
bezładnie rozrzucone na ramiona, pozycja żurnalowa i można
pstrykać. Dwa tysiące (sic!) znajomych na fejsie czeka.
28. Meble drewniane
Szafy, regały, komody i biurka, a w
szczególności ławy, fotele i stoły. Wszystko musi być drewniane.
Ale nie byle jak drewniane. Żadna tam sklejka ani żadne deseczki.
Żadna mieszanka sprasowanych trocin i wiórów. Mebel musi być
wykonany z litego kawałka drzewa. Mebel musi być meblem o wysokiej
jakości, a przy okazji, powinien stanowić również dzieło sztuki,
które przyozdobi pokoje gościnne, przedpokoje i przedsionki. Mebel
to duma jego właściciela, a przy okazji wskaźnik pozycji i
zamożności. Dotyczy to zarówno jakości drewna i kunsztu w
wykonaniu zdobień, jak i również ilości stołów, ław i foteli w
pomieszczeniach. Każdy z mebli charakteryzuje się sporymi
gabarytami a te wynikają z wykorzystania każdego z korzeni i
każdego z sęków na pniaku w procesie ich tworzenia. Sprawne dłonie
stolarza doskonale wiedzą jak wydobyć piękno z zakamarków pniaka
i jego rachitycznych pnączy. Oparcia, podłokietniki, kanty i
krawędzie. Wszystkie wyginają się zgodnie z naturą konarów i
korzeni. Niczego się nie wyrównuje, jak również nie obcina.
Wszystko dodaje blasku efektom końcowym. A wydobyte już na zewnątrz
piękno mebla dodatkowo podkreśla się misternymi zdobieniami z
przewagą motywów roślinnych (a czasem również zwierzęcych),
minerałami lub ich substytutami oraz obowiązkowym procesem
polerowania i lakierowania.
29. Łóżka 2x2
Począwszy od Chin wjechaliśmy w
zeszłym roku do świata wielgachnych łóżek. Łóżkami takimi
witała nas cała Azja Południowo-Wschodnia oraz Bangladesz. Im
bliżej Azji Centralnej, tym ów standard silniej odchodził w
zapomnienie. O ile w Yunnanie i Syczuanie możemy jeszcze na szerokie
łóżko liczyć, o tyle w chińskich prowincjach Gansu i Xinjiang
już mniej. Kirgistan przywitał nas łóżkami szytymi akurat na
szerokość jednej osoby i w pozostałych krajach ościennych
szykujemy się na podobne gabaryty. A wracając do wielgachnych
łóżek, zdarza się, że przestrzeni pod prześcieradłem wystarczy
na 3 albo i 4 osoby. Biorąc „dwójkę”, szczególnie w
Bangladeszu, otrzymujemy również pokój o gigantycznej (jak na
budżetowe standardy) powierzchni. W końcu muszą się tam zmieścić
dwa łóżka w rozmiarze „2x2” (żeby nie powiedzieć „2x3”.
Bez wątpienia Azjaci lubią wygodnie pospać i nie szczędzą na to
powierzchni. Zbędne są próby tłumaczenia, że „jedynka”
będzie wystarczająca dla dwóch osób, bo łóżko jest duże.
Obsługa hotelu nie weźmie tego pod uwagę. I wcale nie dlatego, że
byłaby to dla hotelu strata (kilka razy spaliśmy w „jedynce” we
dwójkę). Obsłudze po prostu nie mieści się w głowie, że można
spać w łóżku o mniejszych gabarytach, co też wielokrotnie
próbowano nam wyjaśnić drogą obrazkową i gestami.
30. Kible
Nie będę w tym miejscu rozpisywać
się, że kible w Azji są brzydkie, a często i odrażające.
Szczególnie na dworcach i w tańszych knajpach, ale również
hostele czy guesthousy mogą nas zaskoczyć nieprawdopodobnym (w
naszym rozumieniu) standardem. Zostawmy to jednak.
Co ciekawe, nawet w guesthousach,
które zainwestowały w ubikacje o europejskim standardzie, zawsze
znajdzie się obok nich przynajmniej jedna tradycyjna dziura,
obłożona kafelkami. Miejscowi turyści (kolesie i laski) będą
korzystać właśnie z takiej dziury, mimo że tuż obok mają te
niby czystsze, lepsze i wygodniejsze ubikacje o zachodnim
standardzie.
Sami właściciele „zwesternizowanych”
guesthousów nie są lepsi. Zachodnie ubikacje często instaluje się
bez głębszego zastanowienia nad ich rzeczywistą funkcją. Kibel
wstawia się zatem do boxu, w którym uprzednio była dziura.
Nieważne, że wewnątrz boxu nie ma wystarczającej przestrzeni i
miejsca, owszem, starczy na klozet ale na samego człowieka już
niekoniecznie. To taka próba westernizowania standardu bez wyzbycia
się lokalnego podłoża. Nasuwa się pytanie, czy lepiej dążyć
połowicznie i nieudolnie do zachodniego standardu, czy może lepiej
być sobą i tego siebie oferować w całości przyjezdnym, nie
bacząc przy tym wcale czy im się to zastane podoba, czy nie.
Miejscowi z tych zdobyczy zachodniej nowoczesności nie korzystają,
a zachodni turyści są niezadowoleni, że mało miejsca albo, że
jest kibel siedzący, ale bez deski.
|
Jak selfie to na plaży z pierwszej piątki najlepszych plaż na świecie, a nie na żużlu jakimś. Boracay Island. Filipiny |
|
Jak selfie to w alejce dla zakochanych, a nie na chodniku albo skwerze jakimś. Kaszgar. Chiny |
|
Jak selfie to na survivalu, żeby nie było, że w knajpach jemy jak reszta turystów. Kaszgar. Chiny |
|
Jak selfie z buziakiem przy stawie to daleko od domu, a nie przy Jeziorku Czerniakowskim. Kaszgar. Chiny |
|
Jak selfie to nieważne, że wiatr urywa głowę a słońce przebija oczy gwoździami. Po przekroczeniu chińsko-kirgiskich checkpointów. Sary Tash. Kirgistan |
|
Jak selfie to nie na statku pasażerskim, tylko w małej łupince, żeby powiało grozą. Gdzieś pośrodku Zatoki Bengalskiej, ale wciąż na wodach terytorialnych Bangladeszu. |
|
Czasem tysiącletnia kultura to gówno w porównaniu z dachowcem przybłędą. |
|
Jak selfie to podczas jazdy na stopa ciężarówką, a nie w pekaesie jakimś. Na kolejnej zimowej przełęczy w górach Tienszan. Kirgistan |
|
Jak selfie to w towarzystwie dzieciarni. Podczas niezaplanowanej gościny u rodziny w wiosce rybackiej. Sengkang. Sulawesi. Indonezja |
|
Jak selfie to na polu ryżowym, a nie pośród zagonów i poletek uprawnych w podwarszawskich Dawidach. Banaue. Filipiny |
|
Na to możemy liczyć nawet w najczarniejszej dupie. |
|
Z niedokończonego projektu na temat postrzegania nas - zachodnich turystów - przez azjatyckie społeczności lokalne: - Twoje pierwsze skojarzenie z Europejczykiem? - Duży i ciężki plecak. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz