W Oszu opli pełno. Nad Issyk-kulem
jakoś ich nie widać. Miejscowi mówią, że opel nie daje sobie
rady z warunkami drogowymi na północy. Chociaż na południu drogi
też są do dupy. Na Issyk-kulem królują tzw. japuszki, czyli
samochody japońskie (przeważa toyota i honda) oraz marki
niemieckie, głównie audi, volkswagen i mercedes (w tej kolejności).
Podróżując po Kirgistanie, usłyszymy wiele teorii na temat tych
najlepszych jakościowo pojazdów. Te opinie często są sprzeczne. A
po wysłuchaniu teorii kilkunastu-kilkudziesięciu kierowców
jesteśmy w 100% przekonani, że najlepsze rozwiązanie przynosi
zaufanie własnej intuicji.
Różnice w poglądach mogą bawić,
ale jednocześnie każdą z nich należy mieć w tyle głowy w
momencie dalszej odsprzedaży samochodu. Każda wypowiedź zawiera
jakieś ziarenko prawdy. Te ziarenka mogą okazać się istotne w
zależności od regionu, gdzie przyjdzie nam kupować lub
odsprzedawać pojazd. Inaczej będzie w Oszu, inaczej w Biszkeku, a
jeszcze inaczej kształtują się oczekiwania i rynek lokalny w
Karakolu. Nie tylko regiony, ale i każda dolina lub nawet każde
miasteczko wykształtowało tutaj odmienne środowisko oczekiwań i
specyfikę rynku lokalnego. Mówiąc najprościej, nasz opel, mimo
podeszłego wieku i wielu wad ukrytych, na południu wciąż stanowił
niezłą okazję, podczas gdy na północy podkreślano jego
awaryjność i ogólną niską jakość. Nad Issyk-kulem krążą
dwie opinie na temat opla. Po pierwsze, każdy samochód w którymś
momencie stanie się oplem. Po drugie, niemieckie oznacza najlepsze,
ale z wyłączeniem opla. Mercedes, według Kirgizów z północy, to
niemiecka duma, BMW to niemiecka siła, VW i audi to niemiecka jakość
a opel to niemiecka… dupa.
Jeti Oguz. Południowa strona jeziora Issyk-kul. Koleżanka się nam podgotowała, więc została w krzakach a my na piechotkę do wodospadu |
Nie można zapominać, że ilu
Kirgizów, tyle teorii sprzedażowych, ocen popytu i podaży,
wskazówek, porad i strategii marketingowych. W różnych miejscach
przekonywaliśmy się, że poszczególne teorie miały ścisły
związek z okolicznym masterem (majstrem) i jego warsztatem. O co
chodzi? A no o to, że np. master najlepiej zna się na volkswagenie,
bo sam jeździ takim autem i wtedy wszyscy sąsiedzi kupują właśnie
volkswagena, a to w dalszej kolejności przekłada się na to, że
master zaopatrzy się w części zamienne do konkretnej marki, bo
jest zwiększony popyt. Koło się zamyka. Proste. Tak było w wiosce
pod Toktogulem, gdzie remontowaliśmy swojego opla. Tam master
najlepiej znał się na audi. I faktycznie po tamtejszych drogach
najwięcej kręciło się kierowców właśnie w audi na lokalnych
blachach.
Znawcy tematu na giełdzie samochodowej w Karakolu |
Zanim jeszcze kupiliśmy samochód,
znajomy z Karakola uprzedzał nas i podkreślał, że jeśli zależy
nam nad odsprzedaży nad Issyk-kulem najlepiej jak kupimy VW. Model i
rocznik nieważny. Po prostu VW. I coś w tym jest. Szczególnie na
południowej stronie jeziora. Tam kręcą się głównie stare
volkswageny golfy 1 lub 2, passaty kombi oraz audi 80 i 100
wyprodukowane w atmosferze upadku Muru Berlińskiego. Jako drugie w
kolejności drogi zapełniają stare mercedesy „beczki”, które
również pamiętają Mur Berliński. W podobnym stylu są mniej
stare aczkolwiek mocniej zajechane łady i czterdziestoletnie
moskwicze.
Napis odpadł, ale dzięki temu nie wszyscy od razu wiedzieli co to za furą jeździmy ;) |
Panowie w całym Kirgistanie zgodni są
co do jednego – na południu kupuje się drożej niż na północy.
Dlaczego tak jest? Tego to pewnie najstarsi Kirgizi nie wiedzą. A
czy to prawda? Naszym zdaniem nie do końca. Porównaliśmy ceny
samochodów na giełdzie w Oszu, Biszkeku i Karakolu. Ciężko mówić
o jakichkolwiek różnicach. Jedyna, jaką wyłapaliśmy, dotyczy
wieku i jakości samochodów. W Biszkeku więcej znajdziemy pojazdów
zagranicznych (nie liczę rosyjskich), wyprodukowanych w latach
2000-2008, podczas gdy na prowincji królują te z lat 1988 – 2000.
W stolicy potencjalni nabywcy zwracają większą uwagę na skazy i
rysy na lakierze, korozję, stan silnika, hamulców i wszystko inne,
co może świadczyć o złym lub dobrym stanie technicznym. Na
prowincji jeśli silnik w ogóle odpala, to zasadniczo samochód jest
uważany za dobry. Oczekiwania determinują tam możliwości
ekonomiczne mieszkańców. A te są, nazwijmy to dyplomatycznie,
skromne.
To wszystko są pewne niuanse,
hipotezy wyssane z palucha u nogi i teoretyzowanie. Warto mieć to
jednak na uwadze, przekraczając próg którejkolwiek z tutejszych
giełd samochodowych.
Sama sprzedaż samochodu nie jest w
Kirgistanie rzeczą skomplikowaną ani zajmującą dużo czasu.
Istnieje spora szansa, że sprzedacie swój wózek w ciągu
godziny-dwóch. Jest też spora szansa, że sprzedacie go w błysku w
ogóle nie pojawiając się na giełdzie. Wszyscy w końcu wiedzą,
że najważniejsza jest… reklama i strategia sprzedażowa.
Chwyty i triki sprzedażowe na giełdzie samochodowej w Biszkeku |
Motyw z dużą tekturą po kartonie z
koniaku za tylną szybą sprawdził się lepiej niż mogliśmy to
sobie wyobrazić. Na powierzchni tektury zamieściliśmy krótką
informację, że oto sprzedajemy najlepszy samochód w Kirgistanie,
królowę kirgiskich szos i bezdroży. Do tego numer telefonu.
Jeździliśmy tak z ową tekturą i przy każdym postoju znalazł się
ktoś zainteresowany ceną i chętny do zajrzenia pod maskę. Tektura
sprawdziła się również wyśmienicie na giełdzie samochodowej.
Okazało się, że nasza reklama to nietuzinkowe i wprost innowacyjne
rozwiązanie! Pojazdy na giełdzie mają za szybami kartkę w
formacie A4 z wypisaną drobną czcionką informacją o modelu,
roczniku, litrażu i spalaniu paliwa, poza tym znajdziemy tam numer
telefonu do sprzedawcy a czasem również i cenę (najczęściej jest
to cena sporo zawyżona, więc należy od razu mocno się targować,
krzywić i stękać, że drogo). Nasza reklama miała format A3 i
wyróżniała się wielkimi literami (warto mieć ze sobą marker).
Poza tym wywoływała uśmiech na twarzach potencjalnych klientów,
bo sprzedajemy opla a piszemy, że „najlepszy samochód”. Kupy
się to wszystko w głowach przechodniów nie trzymało, bo przecież
wiadomo, że opel to złom.
Pomijam kwestię nas, turystów.
Wiadomo, że swoją obecnością ściągaliśmy gromadki ciekawskich,
bo w końcu turysta to powinien chodzić po górach, jeździć na
rowerze albo siedzieć w guest housie przy piwku i komputerze. Taki
tworzymy tutaj obraz nas, przyjezdnych z Zachodu. Jeśli nie
wierzycie, podpytajcie miejscowych jakie mają skojarzenie z
„zachodnim turystą”. Stawiam piwo, jeśli nic nie wspomną o
rowerach.
Miejsce nie ma znaczenia. Zawsze znajdzie się chętny |
Nawiasem mówiąc, trochę to przykre,
że podróżujemy w takim owczym schemacie: Kirgistan - rowerem
północ-południe i naokoło Issyk-kula; Tadżykistan - rowerem po
Pamirze, a północ już mało kogo obchodzi; Rosja - kolej
transsyberyjska, mimo że w krajach ościennych wszędzie takie same
sowieckie pociągi; Wietnam - musi być motor drogą AH1 z północy
na południe albo odwrotnie; Laos czy Filipiny trzeba przejechać na
rowerze i tak dalej. A potem przeciętni miejscowi, żyjący poza
stolicami, widzą nas tylko w tej jednej konkretnej sytuacji, przy
tej samej konkretnej czynności i wydaje im się, że biały to tylko
tak robi, tylko tak się ubiera i tylko tak żyje.
Okazało się, że Kirgizi też nie
zdawali sobie sprawy, że możemy ot tak kupić samochód na
kirgiskich blachach, pojeździć i sprzedać go również ot tak, bez
większych formalności. To ich bardzo ciekawiło. Element „turysty
przyciągającego uwagę” możemy zatem śmiało wykluczyć,
ponieważ w przeróżnych sytuacjach nie było nas przy samochodzie, a jedynie rozmawialiśmy z kimś o sprzedaży przez telefon. Dlatego
obstawiamy, że hasło musiało szokować swoim rozmiarem i
formą oraz, co najważniejsze, wyjściem poza pewien utarty na
kirgiskiej giełdzie schemat.
Gdziekolwiek byśmy się nie
zatrzymali, wsuwaliśmy tekturę za wycieraczki albo przygniataliśmy
klapą bagażnika, żeby nie oderwała się od tylnej szyby. A po
krótkiej chwili zawsze ktoś do nas dzwonił z pytaniem o cenę,
rocznik, spalanie, rodzaj skrzyni biegów i cenę ostateczną. Nasza
cena wywoławcza nieco odstraszała potencjalnych zainteresowanych.
Wszyscy powtarzali, że nad Issyk-kulem tyle nie dostaniemy -
wystartowaliśmy od kwoty 90.000 somów (1.000 USD = 68.500 somów),
bo samochód kosztował nas 75.000 somów a naprawa silnika 15.000
somów). Jeden pan rzucił nawet przedział cenowy 25.000-40.000
somów. Każdy wypowiada się tutaj niczym znawca i ekspert z
niepodważalną wiedzą i doświadczeniem. Po czym ta wiedza okazuje
się niewiele różnić od naszej własnej. Co ciekawe kilka osób ad
hoc zaproponowało kupno vectry od ręki za 50.000 somów. Czyli,
mimo że samochód taki gówniany, to jednak byli zainteresowani. I
komu tu wierzyć?
ps. Vectra już dawno zmieniła
właścicieli (łezka w oku…), a jak wyglądało finalizowanie
transakcji, o tym w następnym odcinku;)
Fajna plaża kawałek za Cholpon-Atą w stronę Bałykczy. Północna część Issyk-kula. |
Bardzo fajny pomysł z tym zakupem!
OdpowiedzUsuńNiom. Już chyba zawsze będziemy tak robić, mając 3-4 wolne tygodnie na Kirgistan :)
UsuńPrzydatne porady. A tak przy okazji, jakie macie wykupione ubezpieczenie? Ja właśnie chce zgłosić się do agencji https://unilink.pl/ubezpieczenia/samochod/autocasco ,która ma wgląd na różne ubezpieczeniowe popularnych ubezpieczycieli. Może tam mi doradzą na jaką opcję się zdecydować...
OdpowiedzUsuń