Turfan
zaskoczył nas zmianą krajobrazu, temperatur i ogólnie pogody.
Byliśmy w drodze z Syczuanu do Urumczi a dalej do Kaszgaru, skąd
mieliśmy już rzut beretem do kirgiskiego miasta żółtych skał,
czyli Sary Tasz. Od ponad tygodnia zmagaliśmy się z niskimi
temperaturami i śniegiem. W tym regionie Chińskiej Republiki
Ludowej, listopad to kiepska pora dla budżetowego backpackera. Nie
ma już spania w jurtach, słabo z łatwym dostępem do atrakcji i
ofert z biur podróży. Do tego wieczorem słupek rtęci w
termometrze potrafi spaść do minus dwudziestu stopniu, a większość
hosteli wita nas kłódką na drzwiach i zabitymi okiennicami. Kończą
się folderowe obrazki jesiennych drzewek na tle ośnieżonych turni
i grani. Sezon turystyczny zamiera tutaj wraz z październikiem i
większe grupy turystów znikają razem z ostatnim opadłym na ziemię
liściem.
Wszystko
uległo diametralnej zmianie od wjazdu na teren prowincji Xinjiang,
czyli na obszar regionu autonomicznego Ujgurów. Tam również sezon
kończy się wraz z październikiem. Natomiast pojawia się
łagodniejszy klimat i wielka, chińska depresja.
Turfan
został założony w Kotlinie Turfańskiej i, jak podaje Wikipedia,
podniesiono go do rangi miasta całkiem niedawno, bo w kwietniu 2015.
Sama kotlina znajduje się w miejscu wyschniętego jeziora Aydingkol
Hu i jest najniżej położonym obszarem w ChRL (154 m.p.p.m.).
Na
naszej trasie z południa na północ Turfan to ciekawa odmiana, bo
oto po zawiejach śnieżnych i ostrych przymrozkach z prowincji
Guansu wpadliśmy w objęcia cudownej złotej jesieni. Winorośl
wypadała na nas dosłownie z każdego zakamarka miasta i jego
okolic. Nie tak daleko stąd - jak na chińskie realia - mamy już
Urumczi. Ale to znowu góry, przymrozki i listopadowy wiatr,
urywający głowę.
Jest
coś fajnego w tej jesieni pomiędzy dwiema zimami po drodze, co też
skutecznie wykorzystaliśmy, wypożyczając rozklekotane rowery :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz