Inspirującym
wstępem do tajemniczego, ale jakże i wciągającego świata walk kogutów może być
esej amerykańskiego antropologa Clifforda Geertza Deep play: notes on the Balinese cockfight. Autor artykułu zawęził,
co prawda, pole badawcze do balijskich walk kogutów, nie zmienia to jednak
faktu, że dawka wiedzy, jaką z owych obserwacji możecie wyciągnąć, pozwoli wam już
na wstępie zminimalizować początkową odrazę wobec krwawych igrzysk. I nie
chodzi w tym miejscu o wasze zobojętnienie na krzywdę i śmierć dziesiątków
walecznych gladiatorów. A na podobne ilości kurzych trupów należy nastawić się
przy każdej z imprez masowych tego typu. Poprzez własne analizy, autor jedynie wyczula
nas na rzeczywistość zakątka odległego o tysiące kilometrów od zachodnich
standardów. A należy mieć na uwadze, że walki kogutów to aktywność bardzo
popularna w wielu miejscach świata i będą nam one towarzyszyć nie tylko na
indonezyjskim Bali.
Jak
najbardziej, szok na arenie dopadł i nas. Miało to jednak miejsce nie na Bali,
lecz na Filipinach i nie dotyczyło przykrego losu kogutów a ciszy, jaka zalała
trybuny tuż przed samą walką. Pierwszy raz z podobną ciszą spotkałem się przy
okazji którejś z edycji festiwalu filmów rosyjskich i radzieckich – Sputnik nad
Warszawą, podczas prezentacji klasyka kina, Pancernika
Potiomkin w reżyserii Siergieja Eisensteina. Film ten oglądałem już
wcześniej kilka razy, ale zawsze w wersji z tłem muzycznym. Na festiwalu
siedziałem przez godzinę i piętnaście minut w kompletnej ciszy. Seans w takiej
postaci ożywił dramat, był dla mnie oszołamiającym przeżyciem i wywołał
dreszcze.
Na
arenie kogutów pod Kalibo na filipińskiej wyspie Panay cisza trwała zaledwie
chwilę. Była to jednak przejmująca cisza, która pojawiła się nagle, tuż przed
wejściem na plac boju kolejnej pary kogutów i która z równą nagłością zniknęła.
Cisza, która przytłaczała i zdawała się przeciągać w nieskończoność. Cisza oczekiwania.
Cisza, zwiastująca gwałtowny wybuch nowych licytacji na trybunach. Na tę krótką
chwilę wszyscy na trybunach kompletnie milkną. Zdaje się, że nawet koguty nie
wydają najmniejszego dźwięku. Nie odważyliśmy się wyłapać tej ciszy obiektywem.
Żeby nie zepsuć jej wielkości.
A już
po chwili niemiłosierny gwar wypełnił każdy z zakamarków areny. Setki gardzieli
witały swoich faworytów, przekrzykując się, obstawiając zakłady w licytacjach
za ich passę i życie. Na arenie bowiem tylko jeden z kogutów, przy odrobinie
szczęścia, wyjdzie z walki bez szwanku. Istnienie tego drugiego zakończy długi
skalpel, przymocowany do skoku i będący przedłużeniem koguciej ostrogi.
Przegrany ląduje w garnku. Zwycięzcy wygrana daje gwarancję życia aż do
kolejnej walki i kilka garści więcej specjalnej ptasiej karmy, uczestnicy
zakładów przeliczają wygraną w banknotach, natomiast dla właściciela fightera wygrana
to nie tyle fortuna, co poważanie, honor i blask chwały w kręgach społeczności, z której sam pochodzi.
|
Tuż po przejmującej ciszy, która zdaje się rozdzielać poszczególne serie walk, rozpoczyna się prawdziwy harmider, zgiełk i masowe przekrzykiwanie się na trybunach. Czas na nowe zakłady. |
|
Część osób zbiera zakłady. |
|
Każdy z panów posiada swoje specjalne kody, znaki i.... znakomitą pamięć. |
|
Zapamiętują każdego z obstawiających. A na arenie zebrało się kilkaset osób i naprawdę panuje niezły zgiełk i ogólnie, na pierwszy rzut oka, króluje zdrowy pierdolnik. |
|
Arena żyje swoim życiem. To tutejsza forma zabijania czasu. Bez niej do życia wdarłby się tutaj przykry w konsekwencji marazm. |
|
Nikt nie gra na drobniaki. W grę wchodzą większe sumy, a czasem naprawdę poważne kwoty. |
|
W Kirgistanie, na przykład, można wygrać równowartość rocznej albo kilkuletniej pensji. A z tamtejszych aren mamy doświadczenie tylko z cygańskich - nazwijmy to - między podwórkowych rozgrywek. |
|
Walki kogutów to znacznie więcej niż rozrywka w naszym europejskim wyobrażeniu. |
|
Wprowadzenie fighterów na ring. Koguty należy trzymać ostrożnie. Zdarza się, że nieostrożny ruch może pozbawić sekundanta np. palców u dłoni. Bo kogut jest uzbrojony w skalpel. A ten ma kilka centymetrów piekielnie ostrej krawędzi. |
|
Przed samą walką koguty należy sprowokować do walki. Bo czasem mają ten udział w walce głęboko w kuprach. Nadstawia się tyłek albo głowę jednego pod dziób drugiemu i odwrotnie. Kilka dziobnięć i koguty zapominają o ptasiej solidarności. |
|
Na krótką chwilę głównym celem ich życia staje uśmiercenie tego drugiego. |
|
Czasem trwa to kilka minut, czasem kilkanaście sekund. Porażka często jest wielkim przeżyciem dla właściciela koguta. Bo to nie jest tylko kogut. To członek rodziny. Brat. Przyjaciel. Od jajka pieści się go, dba o dobrą kondycję i trenuje. |
|
Walki kogutów przyciągają szerokie rzesze wielbicieli. Na Filipinach znajdziecie nawet specjalny kanał tv 24/7 o kogutach. Relacje z walk (przez godzinę oglądania naliczyłem się około 20-25 trupów), coaching z prawidłowej opieki nad kogutem, coaching z prawidłowego mocowania skalpela i tak dalej, do tego reklamy specjalnej karmy dla kogucich fighterów i inne przeróżne reklamy z motywem koguta. Tym się naprawdę tutaj żyje. |
|
Arena, którą odwiedziliśmy pomieściła kilkuset widzów. Walki odbywają się tutaj raz w tygodniu i trwają kilka godzin. |
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy ciepło i życzymy dobrego wtorku! :)
OdpowiedzUsuń