Przemieszczanie się koleją
lub autobusem wymaga zaopatrzenia w siatę prowiantu. Przejazd między większymi
miastami zajmuje nierzadko ponad dwanaście godzin, a coś w tym czasie należy
jednak jeść.
Problem, który urasta momentami
do rozmiarów katastrofy, to próba znalezienia w sklepie czegoś do jedzenia lub
pochrupania. Mam na myśli każdy rodzaj sklepu spożywczego, od małych lokalnych
sklepików poczynając, a na większych, samoobsługowych i supermarketach kończąc.
Półki uginają się od
nadmiaru pożywienia, jednakże, między setkami pudełek i foliowanych opakowań,
na próżno szukać czegoś znajomego. Wchodzimy do sklepu, a nasze pierwsze
wrażenie to, że pomyliliśmy miejsca. Półki są niby zapchane artykułami
spożywczymi, tyle że nasze oczy ich nie rozpoznają, bo najwyraźniej mają
zakodowany konkretny wygląd pożywienia w sklepie. Szukamy zatem znajomych
kształtów, ale bez skutku. Dosyć to frustrujące uczucie. Przebieranie w
poszukiwaniu żywności, do której przywykliśmy, uświadamia jak odległe są nasze
i chińskie upodobania smakowe.
Dobrym wyborem są zupki
chińskie, bo te nigdy nie zawodzą (mam tu na myśli smak i instrukcję obsługi).
Gorzej jest z pakowanymi próżniowo kawałkami mięsa (do wyboru kurze łapki,
nóżka, skrzydełka) albo czymś, co przypomina parówkę (i nawet podobnie
smakuje), lecz nie jest przechowywane w lodówce. Ich wygląd na półce i odmienna
forma pakowania nie zachęcają europejskiego oka do zakupu tego rodzaju
smakołyków. Można też znaleźć różne płynne papki do zalewania wodą. Są
wysuszone na wiór i zapakowane próżniowo owoce morza. Dla chętnych nie
zabraknie też suszonych rybich skórek. Są pralinki i ładnie wyglądające
ciasteczka, które po bliższym zapoznaniu, wykazują bliski związek smakowy z
przetworzonym morskim stworzeniem, a nawet jeśli nie z samym morskim
stworzeniem, to z czymś co znajdowało się w morzu albo rzece. Na kilogramy
można kupować orzeszki ziemne we wszelkiej postaci, a więc gotowane albo surowe
w skorupkach, bez skorupek w ostrych przyprawach, na słodko i na słono. To samo
dotyczy kawałków suszonych owoców. Wszystko próżniowo zamknięte i zapakowane w
błyszczące folijki i sreberka.
Na próżno szukać w sklepach czegoś
na wzór wielkiego placka, czy naleśnika. Na próżno też szukać dużych,
pieczonych pierożków z farszem (w formie stałej), których jedzenie wypełniłoby
całą podróż. O takich przyzwyczajeniach należy w Chinach zapomnieć, no chyba że
kochanego ciałka jest nam za wiele i możemy pozwolić sobie na utratę wagi w
podróży…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz