Budzi
mnie melodia, którą ktoś wygwizduje tuż za oknem. Powoli do uszu dochodzą
równie inne dźwięki. Są nawoływania i okrzyki. Jest rytmiczne uderzanie o coś
młotkiem i piłowanie. Pracują wiertarki, szlifierki i piła tarczowa. Nasilają
się zgrzyty, szurania i świsty.
Hani nie próżnują nawet w
niedzielę i praca nad nowym domem trwa nieprzerwanie. Prawdopodobnie będzie to
kolejny we wsi guest house albo hotel. A wszystko dla turystów, żądnych widoku
tarasów ryżowych, skąpanych w promieniach wschodzącego słońca.
W
pocie czoła pracuje zatem cała bliższa i dalsza rodzina. Każdy ma z góry
określone zadanie przy budowie. Mężczyźni przygotowują wylewki betonowe z
dodatkiem kruszywa, wyłapują nierówności w kątach prostych, poziomują, mieszają
i wygładzają. Kobiety taszczą na plecach ciężkie kosze, wypełnione kruszywem.
Głównie kobiety obciążają również swoje kręgosłupy kilogramami cegieł, które
zanim znajdą się na ich plecach, są pieczołowicie układane w wielowarstwowe i stabilne
słupy.
Ważny
jest każdy dzień, bo najmniejsza zwłoka oznacza stracone, na rzecz sąsiada,
youany.
W
przerwie oraz po zakończonej pracy, cała rodzina zbiera się, aby wspólnie
poucztować na dopiero co ukończonym tarasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz