Przy wyborze bardzo budżetowej
formy podróżowania, Birma wydaje się znakomitym krajem docelowym. A wszystko za
sprawą „wspaniale przemyślanych”
rozkładów jazdy nocnych autobusów. Te najczęściej wyruszają około godziny 19:00
i, mimo planowanego przyjazdu o 6:00 rano, dojeżdżają na miejsce wczesnym rankiem,
zazwyczaj około 3:00 – 4:00. Nikt nie wpadł jeszcze na pomysł, aby autobus
wyjeżdżał dwie albo trzy godziny później.
Z jednej strony jest to bardzo słabe, bo dworce autobusowe najczęściej znajdują się w sporej odległości od centrum miast, a w wielu miejscach o tak wczesnej godzinie panują egipskie ciemności (brakuje latarni, a nawet jeśli są, to dostawy prądu są nieprzewidywalne). Oprócz tego w wielu miejscach poranki mogą okazać się naprawdę chłodne (w listopadzie-grudniu temperatury wahają się od 25 do 35 stopni w ciągu dnia, a nocą słupek rtęci potrafi opaść do poziomu 10 stopni). W takich warunkach, po ośmiu a czasem i dwunastu godzinach jazdy, wychodzimy z autobusu mocno zmęczeni i do tego w chłód i ciemności. Najczęściej będzie to jakieś klepisko pośrodku niczego (nie dotyczy największych miast). Momentalnie dopadnie nas szarańcza tuk tukarzy i mototaksówek z propozycją podrzucenia do hotelu za kilka dolarów.
Z jednej strony jest to bardzo słabe, bo dworce autobusowe najczęściej znajdują się w sporej odległości od centrum miast, a w wielu miejscach o tak wczesnej godzinie panują egipskie ciemności (brakuje latarni, a nawet jeśli są, to dostawy prądu są nieprzewidywalne). Oprócz tego w wielu miejscach poranki mogą okazać się naprawdę chłodne (w listopadzie-grudniu temperatury wahają się od 25 do 35 stopni w ciągu dnia, a nocą słupek rtęci potrafi opaść do poziomu 10 stopni). W takich warunkach, po ośmiu a czasem i dwunastu godzinach jazdy, wychodzimy z autobusu mocno zmęczeni i do tego w chłód i ciemności. Najczęściej będzie to jakieś klepisko pośrodku niczego (nie dotyczy największych miast). Momentalnie dopadnie nas szarańcza tuk tukarzy i mototaksówek z propozycją podrzucenia do hotelu za kilka dolarów.
ciasne, ale własne! |
Jeśli przybyliśmy na miejsce
wczesnym rankiem bez wcześniejszej rezerwacji hotelu, a planujemy takowy
znaleźć, i jeśli nasz plan zakładał tylko jeden nocleg, warto zastanowić się,
czy nie lepiej posiedzieć kolejne dwie-trzy godziny w przydworcowej knajpce (a
taka najczęściej gdzieś się znajdzie), zaopatrzyć się od razu w bilety na
kolejny nocny autobus i ruszyć na zwiedzanie miasta o brzasku. Może to być
lekko męczące, ale oszczędzamy na noclegu, a birmańskie autobusy wcale nie są
takie złe i można się w nich zdrzemnąć. Co prawda, dotyczy to jedynie
autobusów, którymi regularnie poruszają się turyści, w więc klas typu ekspres,
A/C, VIP itd. W autobusach lokalnych nie ma mowy o drzemce.
Kolej pozwala zaoszczędzić na
noclegach w podobny sposób. Na wielu odcinkach pociągi kursują do godziny 24:00
lub ich rozkład rozpoczyna się od godziny 4:00 rano. Na miejsce dojeżdżamy
zatem następnego dnia akurat w porze śniadania lub obiadu, co, oczywiście,
zależy od odległości między miastami.
4:00 rano. Nay Pyi Taw. Widno zrobi się o 6:00, więc może po kolejnej kawce? |
19:00. Nay Pyi Taw. Autobus pojawi się o 23:00, więc zabijemy czas drugą kolacją. |
Jak to jest z tymi dworcami?
Należy zacząć od tego, że jest bezpieczniej niż na dworcach w naszym własnym
kraju. Dworce autobusowe są mniej komfortowe pod kątem znalezienia miejsca na
nocleg, gdyż na ogół nie ma tam czegoś na wzór poczekalni. Najlepiej znaleźć
sobie jakieś krzesełko przy knajpie i czekać. Miejscowi często sami coś dla nas
wykombinują, widząc, że nie szukamy tuk tuka. Dzięki takiej pomocy mogliśmy raz
złapać odrobinę snu korzystając z blatów stołów w zamkniętej knajpie, będącej jednocześnie
częścią biura podróży. Kiedy zjawił się autobus, niezwłocznie nas obudzono.
Pierwsza myśl po dotarciu na dworzec autobusowy pod Mrauk U to, czy nie zostaliśmy wyrolowani przez tuk tukarza. |
Wystarczy jednak rzucić okiem na ślady na piasku i spokój ducha powraca. Coś jednak tutaj przyjeżdża. |
Dworzec autobusowy w Nyaungshwe (Inlay Lake). Kiedy zawita tutaj autobus, miejsce nabiera rumieńców. |
Dworce kolejowe są
zdecydowanie bardziej atrakcyjne pod względem noclegu. Wystarczy ława lub
kawałek podłogi na peronie oraz karimata i śpiwór. Co ważne, nikt nas nie
przegoni, bo leżenie na dworcu jest czymś zupełnie normalnym. Rozkład jazdy
pociągów jest na tyle nieludzki, że miejscowi pasażerowie spędzają całe dnie
leżąc zawinięci w koce na peronach. Nie ma tutaj bezdomnych (choć pierwsze wrażenie
może być bardzo mylące) i podpitych obszczymurków. Grupki wyrostków, które też
kręcą się po peronach, co najwyżej się z nami przywitają albo uśmiechną w
nadziei, że my ten uśmiech odwzajemnimy. W zasadzie od momentu pojawienia się
na dworcu, nasza twarz jest gwarantem objęcia nas protekcją. Przy każdym
podjeżdżającym składzie, znajdzie się ktoś ze służby kolei, kto poprosi o
bilety i upewni się, czy to aby na pewno nie nasz pociąg. Możemy przysnąć,
pozostawiając bezpańsko ładujący się telefon komórkowy i nikt go nie ruszy.
Możemy zapaść w głębszy sen, a gdy nadjedzie pociąg, obudzi nas gorączkowe
szturchanie za ramię.
Prosta w konstrukcji i demontażu, przenośna poczekalnia. Dziwny wynalazek, ale sprawdza się w swojej funkcji. |
Przy pobycie w Birmie,
jeśli stawiamy na intensywność wyjazdu i minimalizację kosztów, miejscowe
dworce to rozwiązanie, które dobrze jest wziąć pod uwagę. Zmęczenie i
pobolewające plecy, skutecznie uśmierzy masaż, na który możemy sobie pozwolić,
oszczędzając 15-20 USD na noclegu (a taki średni koszt należy założyć przy
opcji pokoju dla dwóch osób), i który naładuje nasze akumulatory na dalszą
podróż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz