Azja
Centralna. W jakimś sensie zawdzięczamy jej lepsze zdrowie, bo to dzięki niej
Europa Zachodnia jest czystsza. Cały szrot szerokim potokiem i wieloma kanałami
wyjeżdża właśnie w te zakątki Azji. Japonia też jest czystsza. Bo graty
trafiają na mongolski step. Bo dosłownie rozlewają się po bezkresnej
Syberii, wypierając nieubłaganie niezawodne w tamtejszych warunkach wołgi i
łady. Japuszki zalewają również
Kotlinę Fergańską, gdzie cieszą się uznaniem i rosnącym popytem. A później cały
ten złom wyjeżdża w kontenerach do Państwa Środka, które już dobrze wie, jak wykorzystać
owe surowce wtórne dla dobra własnej gospodarki.
|
Wrzesień 2008, Ułan Ude. Już wtedy roiło się od japuszek i marek zachodnich na buriackich drogach. Ciekawe czy wodzowi rewolucji mieściło się to w głowie? |
Cały ten proces przybiera znamiona
technologicznego, globalnego ekosystemu. Bo w końcu europejskie maszyny przeżywają jesień swojego życia
tysiące kilometrów od rodzimej linii montażowej, aby już jako złom wyzionąć
ducha w chińskiej hucie i zaraz po odrodzeniu na nowo, w zupełnie już odmiennej
postaci, przybyć ponownie w rodzinne strony kolejowym szlakiem jedwabnym wprost
ze stacji w Chengdu. I koło się zamyka. Pozostaje kwestia smarów i
elektrośmieci. Ale te są podobno utylizowane. Podobno.
|
Wrzesień 2008 - Bajkał, wyspa Olhon. Tutaj wszystko utylizuje czas. I łagier, i łady. |
Europejskie
samochody mogą przemierzać te tysiące kilometrów dzięki tzw. pieregońszczykom.
|
Czerwiec 2010. Mołdawia - okolice dworca autobusowego w Kiszyniowie |
Pieregońszczyk (перегонщик) to osoba, która wyszukuje pojazdy w
korzystnej cenie lub w ogóle pojazdy (na które aktualnie jest popyt w regionie,
z którego sam pochodzi) i przewozi je do swojego kraju. Pieregońszczyk to mąż, to ojciec, to brat albo czyjś kuzyn. To
zwykły chłopak albo mężczyzna, który w taki a nie inny sposób próbuje utrzymać
rodzinę i zarobić na lepioszkę. To
zawód jak każdy inny i nie wymaga żadnych specjalnych kwalifikacji. Wystarczy
mieć prawo jazdy i organizm odporny na brak snu (Słyszałem i poznałem wielu
mistrzów kierownicy, którzy za młodu potrafili z Niemiec albo krajów Beneluxu
dojechać do Kirgistanu w ciągu tygodnia. Jest to wręcz niewiarygodne, ale jeśli
ewentualność zaśnięcia za kierownicą i wypadku tłumaczy się, bez sekundy
namysłu, „Bóg tak chciał”, wszystko staje się możliwe). Strzelam w ciemno, że w
każdej centralnoazjatyckiej rodzinie znajdzie się przynajmniej jeden pieregońszczyk, a bardziej niż na pewno
każdy pełnoletni facet z tamtejszych stron miał jakiś biznesowy kontakt z pieregońszczykiem.
|
Czerwiec 2010 - Naddniestrze. A może by tak przywieźć kilka dodatkowych japuszek na ulice Tyraspola? |
Do
Europy raczej nie przyjeżdża się po pojedyncze sztuki, bo to się niezbyt
opłaca. Lepiej przyjechać z lawetą albo w grupie kilku chłopa i zgarnąć od razu
kilka maszyn. Skupuje się wszystko –
osobówki (ale jeśli chodzi o Azję Centralną ze zdecydowanym naciskiem na marki
niemieckie), pojazdy ciężarowe, wielkie tiry, a nawet zbiorniki ze stacji LPG.
Azja próżni nie lubi. Przekonaliśmy się o tym nie tylko na miejscu, ale również
po powrocie do Polski (wcześniej skala procesu nie mieściła się nam po prostu w
głowach).
|
Maj 2012. Charków albo Dnietropietrowsk. Jest ich wciąż sporo, ale to tylko kwestia czasu. |
Zapotrzebowanie
na poszczególne modele japuszek albo
niemiecki towar z polskich (lub ogólnie z unijnych) dróg zależne jest od
regionu i zasobności portfela lokalnej społeczności. W Kirgistanie, na
przykład, jest dobry czas na Mercedesy Sprintery, które doskonale nadają się na
marszrutki. Mają one większe gabaryty od Forda Transita (którego często w tej roli
spotykaliśmy w Gruzji i Armenii) i zdecydowanie większe od wysłużonych już
GAZeli. Tych ostatnich prawie nie widzieliśmy na kirgiskich drogach, ale
stanowią one powszechny obrazek na kazachskiej i tadżyckiej prowincji. Na słynnej
trasie z Duszanbe do Chodżentu nie kursują – a w każdym razie my o tym nic nie
wiemy – typowe marszrutki do przewozu osób ani autobusy (przez połowę roku mogą
sobie nie poradzić z trudnymi warunkami na przełęczach). Są za to Ople Zafiry,
najczęściej modele z roku 2001. Nie wiem czy akurat w tym konkretnym roku Opel
wypuścił na rynek egzemplarze bez wad, czy może to jakaś miejscowa legenda o
niezawodności tego konkretnego rocznika i modelu. Z jakiegoś powodu jest to
akurat Zafira 2.0 albo 1.8 z roku 2001. Tamtejsi kierowcy odpowiadają, że to po
prostu „horoshaya mashyna”, co jest o tyle interesujące, że w nie tak znowu
odległym od Tadżykistanu Oszu Opel wcale już owej niepodważalnej renomy nie
posiada, a na północy Kirgistanu to już w ogóle jest uważany za złom
(oczywiście jedynie przy zestawieniu z Mercedesem, Audi i VW). Na pewno spore
znaczenie ma fakt, że Zafiry są 7osobowe – to w końcu dwa dodatkowe portfele do
wydojenia – wiadomo! 😊
|
Czerwiec 2010. Lwów - powoli stają się białymi krukami w morzu inomarek |
|
Lipiec 2010. Ukraina. Gdzieś na trasie do Symferopola - niegdyś to one stanowiły tło, obecnie tłem coraz częściej jest inomarka |
|
Sierpień 2010. Okolice Primorska w Bułgarii - bo zachodnie jest lepsze |
|
Czerwiec 2010. Okolica granicy mołdawsko-naddniestrzańskiej - lepsze, nawet jeśli jest stare |
|
01.01.2016. Nowy Rok w dawnym Przewalsku - a często nawet bardzo stare |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz