Na piątkowy wieczór, coś wybitnie wakacyjnego: podróże za jeden uśmiech:)
Chcieliśmy podzielić się z Wami naszą opinią na temat książki Christophera Driftera Rules of Thumb. Wiele porad w niej zawartych można by uznać za oczywiste, wynikające ze zdrowego rozsądku, ale jednak są tu także rzeczy przydatne. Dla nas, uczących się "łapać stopa" w praktyce, kilka fragmentów książki okazało się dość pomocnych.
Wytrawni
autostopowicze, mający za sobą setki tysięcy przejechanych kilometrów „za jeden
uśmiech” mogą uznać, że książki w rodzaju podobnego kompendium autostopowicza nie
są potrzebne, a rady w nich zawarte są dziecinne i oczywiste. Autor Rules of Thumb nie pretenduje jednak do
roli mentora i odkrywcy. Na samym początku zaznacza, że pragnie jedynie
podzielić się swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami, które nabył podczas
swoich licznych wojaży. Nie daje on również ostatecznych i definitywnych
rozwiązań, zdając sobie słusznie sprawę, że każda sytuacja jest inna i sposoby
radzenia sobie w różnych, trudniejszych momentach są niezliczone. A rozwiązań
zawsze może być wiele.
Na swojej drodze
i na nielicznych blogach, które czasem zdarza mi się czytywać, spotykam się
często ze stwierdzeniami, że autostop to jedyny słuszny styl podróżowania, że
ci, którzy tego nie czynią są, używając słów niektórych, zwykłymi tchórzami. I
na pewno nie można tych ostatnich nazwać „prawdziwymi podróżnikami”. Na
szczęście Drifter jest bardzo daleki od wygłaszania podobnych sądów. Na samym
początku podaje wręcz konkretne przykłady, w jakiej sytuacji bardziej opłaca
się (ze względów ergonomicznych i ekonomicznych) transport publiczny. Ktoś może
zapytać: Jak to? Przecież „jazda na stopa” jest za darmo! Oczywiście, sam
transport jest bezpłatny, ale podróżując stopem wiele dni, musimy liczyć się z
tym, że trzeba będzie kupić więcej jedzenia, trochę energetycznej czekolady,
dużo wody, no i rzecz jasna trzeba jeszcze gdzieś spać. Rozbijanie się na dziko
jest dobrym rozwiązaniem, ale nie na dłuższą metę. Trzeba mieć gdzie się umyć,
bo schludny, czysty wygląd to nasza przepustka do przejażdżki. Dochodzą więc ceny
hosteli, czasem transportu w mieście (trzeba jakoś dostać się na wylotówkę) i
tak dalej. Autor książki skrupulatnie wymienia te wszystkie „ukryte koszty” i
zachęca do chłodnej i rozsądnej kalkulacji. Oczywiście, dotyczy to tylko osób,
którym zawartość portfela nie pozwala na inny sposób podróżowania. Ci, dla
których jest to nie tyle metoda na zaoszczędzenie pieniędzy, ale raczej styl
podróżowania dla przygody i zabawy, będą to robić, nawet jeśli okaże się, że
ich koszty wcale nie są tak małe, jak mogłoby się wydawać.
Christopher
podaje mnóstwo przykładowych sytuacji z życia wziętych, które, jak sądzę,
pozwalają się zorientować w zaletach i wadach jego ulubionego sposobu
przemieszczania się. Analizuje też kwestie takie jak bezpieczeństwo, to, w ile
osób podróżuje się najlepiej i inne przydatne w organizacji wyjazdu
zagadnienia.
W kolejnej
części autor zawiera cztery, jego zdaniem, podstawowe zasady łapania, czyli
tytułowe rules of thumb. Są to: podróżowanie wyłącznie za dnia, intuicja
potrzeba do kilkusekundowej oceny wiarygodności potencjalnych kierowców,
przestrzeganie zasad ruchu drogowego i wreszcie, najważniejsze, odpowiednie
zachowanie. To ostatnie „przykazanie” sprowadza się do tego, aby, bo
przejażdżce z tobą, kierowca miał jeszcze większą chęć do zabierania innych
wagabundów. Proste, ale warte uświadamiania sobie za każdym razem, kiedy
zatrzymujemy upragnione auto.
Trzecia część
poświęcona jest planowaniu i radom praktycznym. I choć nie jest to szczególnie
odkrywcza część tego mini przewodnika, to niewątpliwie wiele z zawartych tu
sugestii warto mieć w pamięci.
Ostatnie
rozdziały dotyczą już nie tyle samego autostopu, co całej „otoczki”
trampingowego stylu życia. Drifter pisze o tym, gdzie można bezpiecznie spać na
dziko, jak jadać zdrowo i regularnie, jak minimalizować ryzyko nieprzyjemnych
sytuacji po drodze i jak można zarobić kilka groszy lub wydawać mniej poprzez
uczestnictwo w wolontariacie. Myślę, ze jest to doskonałe uzupełnienie
poprzednich części przewodnika, bo przecież samo przemieszczanie się to nie
wszystko.
Jest jednak
pewna rzecz, o której mało kto pisze, a która dla mnie była kluczowa w czasie
jeżdżenia autostopem po Azji. Choć byliśmy „zieloni” w tym temacie i
podróżowaliśmy po krajach uznawanych za trudne pod kątem zatrzymywania samochodów,
udawało nam się zawsze, lepiej lub gorzej, przejeżdżać planowane odcinki w,
mniej więcej, założonym czasie. Nierzadko wręcz wychodziło to szybciej,
sprawniej i wygodniej niż gdybyśmy wzięli autobus lub pociąg. Siłą rzeczy,
zdarzało nam się stać w miejscach dalekich od ideału, zdarzało nam się być
zmęczonym, zniechęconym, brudnym i głodnym. Czasem mieliśmy kartkę z nazwą
miejscowości, czasem nie, czasem mieliśmy korzystne, zacienione, zadaszone
miejsce, czasem wręcz przeciwnie. Łapaliśmy stopa na środku pustej autostrady i
na nieuczęszczanych drogach gruntowych. I jedyne co mogę powiedzieć, to to, że
jeśli ktoś chce nam pomóc, to zrobi to bez względu na to, gdzie stoimy, z kim,
jak wyglądamy i gdzie jedziemy. Może to być „tylko” podwózka do lepszego punktu
na trasie, podarowanie butelki wody czy po prostu uśmiech i życzenie
powodzenia, ale prawda jest taka, że zawsze znajdzie się pretekst do okazania
pomocy. Niemniej jednak, co autor książki słusznie zauważa, szczęściu trzeba
pomagać i właśnie po to ten przewodnik został napisany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz